top of page
Writer's pictureMarek Osiecimski

Znaleźć “swojego człowieka”

Updated: Mar 2



Mam tu pisać o sobie i swojej pasji, o filmie dokumentalnym, ale zacznę od szerszego tła i postawienia tezy, o której nie da się pisać inaczej niż w pierwszej osobie liczby mnogiej: jesteśmy przesiąknięci bodźcami i przesyceni informacjami. Uodparniamy się przez to na najdramatyczniejsze nawet doniesienia. W takim stanie przesycenia, a może i otępienia, trudno jest się autentycznie wzruszyć, zaśmiać, zadziwić, zadumać.


Trudność ta jest szczególnie uciążliwa dla ludzi posiadających naturalną ciekawość świata i wrażliwość. Te wspaniałe cechy, które w zasadzie należałoby w sobie pielęgnować, są eksploatowane przez sferę infotainmentu, szczególną hybrydę informacji i rozrywki, która zalewa media. Dusza wrażliwa patrzy na świat przez szkło powiększające i słucha go za pomocą wzmacniacza, wystawiona więc na działanie informacji podawanej jako rozrywka, przeżyć może szok. A to nie jest stan, w którym należy przebywać zbyt długo. Trzeba się z niego jakoś próbować wydostać.


Film dokumentalny jest dla mnie szlachetnym remedium na ten stan. Jest miejscem schronienia, refugium, w którym można się nad światem spokojnie zastanowić. Jak obcowanie z dziełem sztuki czy książką, jest okazją do zatrzymania się i kontemplacji. Bardzo cenną, bo rzadką okazją, by przyjrzeć się “prawdziwym” historiom “prawdziwych” ludzi. O tym, dlaczego ujmuję słowo “prawdziwe” w cudzysłów napiszę za chwilę. Teraz chciałbym się skupić na dokonaniu rozróżnienia, o którym zbyt często zapominamy


Dokument a reportaż telewizyjny


Telewizja i internet pełne są dłuższych form nazywanych swobodnie “dokumentami”. Możemy więc obejrzeć “dokument” o tym, jak rozprzestrzenił się Covid-19; “dokument” o obronie Kijowa; “dokument” o śmierci królowej Elżbiety II itd. Wypowiadają się w nich eksperci, znawcy tematów, autorytety w swoich dziedzinach. Funkcją tych form jest jednak przede wszystkim opisywanie zjawisk i przekazywanie informacji, a więc nazwałbym je “reportażami” raczej niż “dokumentami”. Nie po to, by deprecjonować reportaż telewizyjny. Rzetelny i dobrze zrobiony reportaż może pomóc w poszerzaniu wiedzy o świecie. Chcę jednak podkreślić pewną zasadniczą różnicę: funkcją reportażu jest przekazywanie informacji. Dokument opowiada przede wszystkim historię bohaterów.


Najważniejsze dla dokumentalisty jest znalezienie “swojego człowieka”, a więc bohatera, aby przez niego opowiadać historię. Taka opowieść może potencjalnie ocierać się, jak w reportażu, o szerokie zagadnienia i ogólniejsze tematy, ale nigdy nie będą one ważniejsze od samego bohatera i jego przeżyć, od jego interpretacji rzeczywistości. Często słyszę od filmowców-dokumentalistów zdanie brzmiące mniej więcej tak: “Fajny mam temat, ale wciąż nie mogę znaleźć bohatera”. To dla nich warunek konieczny, żeby w ogóle móc przystąpić do produkcji. I tak właśnie powinno być. Dla reżysera bohater jest jak kropla wody. Sama w sobie interesująca, a w niej odbija się również rzeczywistość, w której ta kropla się znajduje. Dla widza zaś dokument staje się okazją, by wysłuchać opowieści reżysera o tym, co w tej kropli widzi.




Skąd ten cudzysłów wokół słowa “prawdziwe”


Reporter (nie mylić z reportażystą, a więc pisarzem zajmującym się reportażem literackim, tzw. literaturą non-fiction, czyli literackim odpowiednikiem filmowego dokumentalisty) działa w przymusie obiektywizmu. Przekazywaną informację musi poddać weryfikacji, sprawdzić u źródeł, skonfrontować z “drugą stroną” i w ten sposób przybić swoją pieczątkę rzetelności w dochodzeniu do prawdy. Dla dokumentalisty bardziej istotne niż weryfikacja informacji jest odkrywanie indywidualnej “prawdy bohatera”.


Dokument jest więc subiektywnym destylatem prawdy o świecie, w dodatku podwójnie przefiltrowanym: najpierw przez bohatera, potem przez reżysera. Mało tego! Reżyser dokumentu ma prawo do czegoś, co w świecie reportażu brzmi jak grzech śmiertelny – do inscenizacji. Może stworzyć warunki, by “prawda” bohatera lepiej wybrzmiała. Odnosząc to do metafory kropli wody, reżyser może wybrać liść, na którym tę kroplę umieści. Może też, w tak ukształtowanej przez siebie scenografii, wpłynąć na swojego bohatera-protagonistę, konfrontując go z antagonistą, by uwypuklić konflikt, bez którego film nie będzie ciekawy lub w ogóle nie zaistnieje.


Jeszcze niedawno brzmiało to dla mnie-dziennikarza jak herezja. Dziś wiem, że reportaż i dokument to dwa różne gatunki, a twórca filmu dokumentalnego ma prawo nie tylko rejestrować historię, ale i w dużym stopniu ją kształtować. To niezwykły przywilej. To także udręka, bo jak wspomniałem wcześniej wszystkie te rozważania nie miałyby sensu, gdybyśmy nie znaleźli właściwego bohatera, tego kluczowego “swojego człowieka”. Filmowiec-dokumentalista szuka go wszędzie i zawsze. Podejmuje temat jakby podnosił kamień, ogląda go z każdej strony, docenia jego wagę, lecz jeśli nie dojrzy bohatera z krwi i kości, odrzuca z niesmakiem. Gdy go znajdzie, szaleje! Szaleje ze szczęścia, ale też z potrzeby działania, bo skoro ma już bohatera, może już zacząć dobierać zespół, zbierać środki, rozpocząć produkcję… Może opowiedzieć tę historię.


Rozmowa fachowców, lecz kameralnie


Od wielu lat pracuję jako dziennikarz i reporter filmowy. Ostatnio uprawiam także ten wymagający a nadzwyczaj ciekawy gatunek filmu jakim jest dokument. Nastręcza to sporo trudności, bo ciężko jest przeskakiwać z roli reportera w rolę dokumentalisty i z powrotem, lecz przygotowując się do napisania niniejszego tekstu z ulgą odkryłem, że ilekroć myślę lub wypowiadam słowa „film dokumentalny” wciąż więcej jest we mnie radości widza niż bólu twórcy.


Dzieje się tak nie tylko dlatego, że uwielbiam oglądać dokumenty, ale również dlatego, że coraz częściej mogę słuchać rozmów z ich twórcami. Poszedłem do szkoły filmowej, a mówiąc dokładniej na kurs dokumentalny DOK PRO w Szkole Wajdy, w październiku 2020 roku, choć w wyniku szalejącej wtedy pandemii równie dobrze mógłbym powiedzieć, że to szkoła przyszła do mnie do domu. Nie tylko zajęcia odbywały się online. W sieci pojawiły się też różne tutoriale i dyskusje z twórcami, o spotkaniu których w realu mogłem tylko pomarzyć.


Chciałbym tu polecić jeden z tych programów: BKF Masterclass, dostępny na YouTube. Prowadzącymi są dwaj przyjaciele, zawodowi filmowcy z Bydgoszczy, Maciej Cuske i Marcin Sauter (BKF to skrót od założonej przez nich Bydgoskiej Kroniki Filmowej). Cuske (autor m.in. obsypanego nagrodami Wieloryba z Lorino), obok Vity Żelakeviciute i Marcela Łozińskiego, był moim wykładowcą w szkole Wajdy. Jego programy na YouTube stanowią niezwykle cenny bonus do zajęć, a tak naprawdę są szkołą samą w sobie. Zapraszani do kolejnych odcinków filmowcy dzielą się wszystkim, co w ich pracy najważniejsze, a przy okazji najintymniejsze. Reżyser i reżyserki odpowiadają na konkretne pytania: “jak znajdujesz bohaterów?”, “skąd pomysł na film?”, “jakie były losy produkcji?”, “jak nawiązać kontakt z bohaterem?”, “jak zdobyć jego zaufanie?”, “czym dla ciebie jest film dokumentalny?”.


Wszystko odbywa się w kameralnej atmosferze. Każdy z prowadzących jest co prawda u siebie w domu, podobnie jak zaproszeni goście, ale śledząc ten cykl mam wrażenie, jakbym usiadł w jakiejś kultowej kawiarni filmowców obok stolika, przy którym Cuske i Sauter rozmawiają ze swoimi gośćmi i zapraszają mnie, bym też mógł trochę podsłuchać i podejrzeć. Kawiarnianym skojarzeniom pomagają kłęby dymu wypuszczane od czasu do czasu przez Sautera, nałogowego palacza, przez co niemal go nie widać w zoomowym okienku. Nie-widać go świetnie np. w odcinku, którego gościem jest Andrzej Fidyk. Ileż tam zakulisowych informacji choćby o powstawaniu jego ikonicznej “Defilady”!


Cykl daje szansę poznać względnie nowe polskie kino dokumentalne. Zaczyna się od rozmowy z Michałem Marczakiem, autorem Fuck for Forest o grupie aktywistów z Berlina produkujących filmy porno by ratować Amazonię, jej faunę, florę i ludzi (przynajmniej taki mają zamiar…). Jest rozmowa z Edytą Wróblewską, autorką filmu o pasji do muzyki pt. “Małe instrumenty”. Znajdziemy tam wzruszającą opowieść Wojciecha Staronia, o tym jak trafił na bohaterów swojego filmu Bracia, o braciach Kułakowskich, uciekinierach z łagru. (Warto zajrzeć do artykułu Bartosza Staszczyszyna, żeby zapoznać się z tą niezwykłą historią.) Cuske i Sauter rozmawiają też z Marcinem Koszałką, znanym przede wszystkim z bardzo kontrowersyjnego debiutuTakiego pięknego syna urodziłam, który tym razem opowiada o pracy nad swoim kolejnym filmem Deklaracja nieśmiertelności o alpiniście, marzącym by oprzeć się czasowi.


W BKF Masterclass zobaczyć można też Elwirę Niewierę i Piotra Rosołowskiego, autorów czegoś, co nazwałbym romansem dokumentalnym z Rosją i Abchazją w tle (Efekt Domina) oraz portretu Michała Waszyńskiego, twórcy wielu znanych przedwojennych filmów z Eugeniuszem Bodo, reżysera mistycznego, żydowskiego "Dybuka", a także producenta hollywoodzkich hitów z Sofią Loren i Claudią Cardinale (“Książe i Dybuk” - trailer, cały film). Kiedy rozmawiali z Cuske i Sauterem, dwa lata temu, pracowali nad filmem odnoszącym się do traumy Ukraińców,Syndrom Hamleta”, który teraz święci triumfy na festiwalach filmów dokumentalnych w całej Europie. Pisząc o tym, że reżyser ma prawo do umieszczenia swojej kropli wody na dowolnie wybranym liściu, miałem na myśli m.in. zabieg, jaki zastosowali Niewiera i Rosołowski w tym właśnie filmie.


Z kolei Marcin Janos Krawczyk pokazał mistrzostwo w poszukiwaniu “swoich ludzi” pracując nad Ziemią Bezdomnych, opowieścią o realizowaniu idei ojca Palecznego, by zbudować wraz z bezdomnymi i alkoholikami jacht, na którym mogliby opłynąć ziemię. Wspaniale jest zobaczyć, że nasi dokumentaliści często myślą o filmach globalnie. Eliza Kubarska zabiera nas w podróż do Borneo, by opowiedzieć o ludziach, którzy być może mają oskrzela. Lubię ten odcinek także dlatego że przypomina, że czasem tematy i bohaterowie wpadają nam w ręce przez przypadek, i warto mieć na takie przypadki otwartą głowę. Badjao. Duchy z morza to film, który Kubarska, sama alpinistka i himalaistka, zrobiła schodząc z gór, po nieudanej wyprawie, ale większość jej górskich podróży z kamerą nie tylko kończy się dobrze, a wręcz fantastycznie dla późniejszych filmów. Jest autorką takich “górskich” obrazów, jak Co się wydarzyło na wyspie Pam, K2. Dotknąć nieba, Być kobietą w Himalajach, czy najnowsza Ściana cieni.


O niezwykle istotnej roli humoru w dokumencie bydgoscy filmowcy rozmawiają z Grzegorzem Szczepaniakiem, autorem zabawnej i wzruszającej opowieści o pasji, samotności i potrzebie kontaktu, Najbrzydszy samochód świata. A skoro mówimy o filmowych podróżach (bo właściciele “Najbrzydszego samochodu świata” też gdzieś nim podróżują) i humorze, musimy wspomnieć o “Pierwszym Polaku na Marsie” Agnieszki Elbanowskiej, reżyserce nazywanej przez Sautera najdowcipniejszą dokumentalistką w Polsce. Szczególnie ważnym dla mnie odcinkiem jest spotkanie z Piotrem Bernasiem, który do filmu poszedł ze świata dziennikarstwa. Był jednym z najlepszych fotoreporterów Gazety Wyborczej, ale wybrał drogę dokumentalisty, debiutując filmem Paparazzi.


Zacząłem ten niechronologiczny opis spotkań w ramach BKF Masterclass od klasyka, Andrzeja Fidyka. Chciałbym go skończyć na klasyczce, Marii Zmarz-Koczanowicz, która z kolegami po fachu rozmawia o swoim warsztacie twórcy, ale również o przedostatnim filmie “Gruba”. Pamiętam, że przysłuchując się tej rozmowie zrobiłem kilkanaście stron notatek, świadectwo jak cenna może to być nauka dla kogoś, kto pragnie być dokumentalistą. Najważniejsze jednak, że te rozmowy składają się na niezwykłą skarbnicę wiedzy – nie tylko dla kogoś, kto chce dokumenty robić, ale dla widza, który o ich robieniu chce się czegoś dowiedzieć. (Pewnie nie wszystkie filmy, o których mowa w cyklu BKF Masterclass można odtworzyć w USA korzystając z udostępnionych tu linków, ale jest coraz więcej możliwości technicznych, które to mimo wszystko umożliwiają.)


Mamy w Polsce świetnych dokumentalistów i warto się z ich pracą zaznajomić. Warto się zatrzymać i wyciszyć, kontemplować ich pracę. Zobaczyć, jakiego to „swojego człowieka” znajdują dla siebie i dla nas.





kadry z filmu "Wieloryb z Lorino" Macieja Cuske

 

Marek Osiecimski, absolwent kursu DOK PRO w Szkole Wajdy (rocznik 2021), z wykształcenia filozof, z zawodu dziennikarz, reżyser i producent filmowy. Od 2008 roku w TVN24 realizuje reportaże z Polski i świata. Wcześniej pracował w Gazecie Wyborczej i Nowym Dzienniku. Jako dokumentalista zadebiutował w 2019 roku filmem "Stoczniowcy. Ludzie z tła". Ostatnio wyreżyserował film O tym się nie mówi. Związany po równo z Gdańskiem, Sopotem i Gdynią, w której się urodził i obecnie mieszka. Okazjonalnie zdradza Trójmiasto dla Nowego Jorku i Warszawy.



161 views1 comment

Recent Posts

See All

1 Comment


cvened
cvened
Dec 08, 2022

Kiedy dokumentalista kształtuje historię, to nawet prawdziwy bohater-protagonista jest niepotrzebny. Tylko wtedy dokument nie różni się od fikcji. Co tu dużo mówić, przestaje być historycznym dokumentem.

Like
bottom of page