W świetle reflektorów, a za oknem ciemno, ciemno
- Grażyna Drabik
- 5 days ago
- 11 min read

Jesteśmy na kampusie jakieś skromnej uczelni, gdzieś w prowincjonalnych czeluściach Pensylwanii. Dziewczęta są młode i śliczne. Krąg światła łaskawy. Sytuacja typowa dla studenckich doświadczeń. Ostatnie dnie przed sesją egzaminacyjną i grupka przyjaciół zbiera się, by razem studiować, choć im później w noc, tym chętniej o wszystkim innym się gada niż o materiałach do nauki. Zwłaszcza kiedy są to ostatnie dnie spędzane razem: koniec roku szkolnego znaczy w tym wypadku koniec studiów, rozproszenie po świecie zaprzyjaźnionej od czterech lat grupy.
Nowa sztuka Natalie Margolin, All Nighter, zaczyna się prosto, od drobnej przeciwności: kiedy Liz (Havana Rose Liu) przychodzi do studenckiej jadalni, dziwi się, że Darcie (Kristine Frøseth) siedzi nie tam, gdzie lubią się zbierać. Wprawdzie Darcie przyszła wcześniej, jak się można od niej, dobrze zorganizowanej, tego spodziewać, lecz ulubiony kąt był już zajęty. Rozmowa toczy się o codziennych drobiazgach, wczorajszym obiedzie, jutrzejszych egzaminach. Pada parę złośliwości pod kątem konkurencyjnej grupy, która ich miejsce zajęła, a teraz tylko kuje zawzięcie. Kiedy Jacqueline (Kathryn Gallagher) dołącza do stołu, do uszczypliwych przycinków wplątuje się nutka fascynacji, bo jedna z „tamtych” dziewcząt jest obiektem jej nieśmiałego romansowego zainteresowania. Sportowiec Tessa (Alyah Chanelle Scott) wnosi praktyczne zmartwienie, bo gdzieś się zapodziała jej karta bankowa. W ogóle czyż to nie dziwne, że w ich wspólnym pokoju ciągle coś ginie – pigułki Adderall, przysmaki, teraz karta… Wejście Wilmy (Julia Lester) – w kwieciście wyszywanych kozaczkach, legginsach w paski, czerwonych lokach – stopuje wszelkie komentarze, bo Wilma jest tematem samym w sobie: głośna w zachwytach i rozpaczy, od serca i na pokaz.
Tak zbudowany kwintet na różne głosy sprawdza się w swoim humorystycznym wymiarze. Śmiejemy się łatwo i bez złośliwości: z kontrastu między zrównoważoną postawą Tessy a egzaltacją Wilmy, nieśmiałych podchodów Jackie, potyczek słownych ich wszystkich i z młodzieńczej niewinności. Najłatwiej się nam śmiać – i to na głos – dzięki dramatyzmom Wilmy, bo ono sama nie boi się ani śmieszności ani dezaprobaty. Gorzej jednak jest z podtekstem, który ma dodać głębi do sytuacyjnych igraszek.
Margolin sygnalizuje zagubienie i wewnętrzny niepokój delikatnej Liz, jakiś ukryty dramat Darcie, głód uczuciowy Jacqueline… Każda podziewa się od przyjaciół czegoś innego, inaczej widzi swoją własną i ich role. Jackie traktuje koleżeńską grupę jako zastępczą rodzinę. Dla Wilmy to wspaniała publika dla jej popisów. Liz potrzebuje wsparcia dojrzalszej osoby. Tessa porady w sprawie prawdopodobnie zwykłego finansowego nadużycia. Darcie - cóż, ona od dawna oszukuje przede wszystkim samą siebie. Ich osobowości jednak są za mało rozwinięte, by nas wciągnąć w te indywidualne dramaty.
Pozostaje dramat kolektywny. W tym wypadku mamy tu zachwianie proporcji: za długo całość dążyła w kierunku beztroskiego śmiechu z prawie podlotkowej niedojrzałości, by pod koniec przemienić się w rzecz o większych, egzystencjalnych ambicjach. Pozostaje jednak z nami poważne pytanie: co dalej? Bo z galimatiasu przekomarzań, wątpliwości i planów, wyraźnie wyłania się tylko, jak okrutnie te młode osoby są nieprzygotowane do dorosłej odpowiedzialności.
Pomieszczenie jest jasne i swojskie. Otacza je panorama okien i przeszklonych drzwi. Świat jest szeroki, sugeruje wymowna scenografia Wilsona China. Drzwi prowadzą na wszystkie strony, łatwo je otworzyć. Ale co tych młodych czeka, gdy wyjdą z azylu przyjaznej uczelni? Gdy opuszczą ten ciepły krąg światła? Jak sobie poradzą w konfrontacji z trudną rzeczywistością?

Podobny rozdźwięk między tym, co oglądamy na scenie, a co autor chciałby, żebyśmy widzieli, wydarza się także w sztuce Rajiva Josepha Dakar 2000. W tym wypadku znajdujemy się w stolicy Senegalu na przełomie stuleci, niby w warunkach światowego pokoju, lecz w rzeczywistości w konfrontacji z nieprzewidzianym i niestabilnym. Z jednej strony niepokój czy komputery poradzą sobie z cyfrowym przeskokiem ze stulecia w stulecie. Z drugiej, akty terroryzmu i lokalne konflikty przypominają, że „światowy pokój” nie otula całego ziemskiego globu, lecz tylko niektóre z uprzywilejowanych miejsc.
Dina (Mia Barron) jest pracownikiem Departamentu Stanu, na wysokiej pozycji nadzoru spraw bezpieczeństwa na terenie subsaharyjskiej Afryki. Przeniesiona niedawno do Dakaru, jest mocno naznaczona traumą utraty współpracowników w ataku w 1998 r. na ambasadę amerykańską w Dar es Salaam. Boubs (Abubakr Ali) jest woluntariuszem organizacji Peace Corps, stworzonej dawno, dawno temu w USA, w imię ideałów międzynarodowej pomocy (dokładniej, w 1961 r. przez Johna Kennedy’ego). Pomaga grupie kobiet w odległej od stolicy wsi zbudować ogród komunalny i nowe ujście wody – rzecz wydawałoby się niekonfliktowa, wręcz niezauważalna na światowej mapie. Zauważona jednak zostaje, bo ciężarówka, którą prowadził przewróciła się na wertepach, a przewożony przez niego cement był darem Departamentu Stanu z przeznaczeniem na budowę obronnego muru, a nie ogrodowego projektu.
A więc, co widzimy na scenie: najpierw formalne spotkanie w ambasadzie, by wyjaśnić okoliczności wypadku. Z jednej strony Dina – fachowiec, zawodowo wstrzemięźliwa, z konkretnym celem pytań. Z drugiej Boubs – amator, nie całkiem poważny i niezbyt rozeznany w swoim osobistym życiu jak i w labiryntach polityki. Luźna, uprzejma rozmowa państwowego urzędnika z cywilem nabiera ostrzejszego tempa. Przesłuchanie pro forma staje się przesłuchaniem na serio, z groźną nutą szantażu Bóg-wie jakich konsekwencji, jeśli nie będzie „współpracy z organami” … Obserwujemy z zaciekawieniem dobry duet aktorski, bo Barron i Ali radzą sobie z dwuznacznościami swoich ról i dynamiką wzajemnej atrakcji i manipulacji.
Problem w tym, że Rajiv Joseph sugeruje, że oferuje więcej niż opowieść o dwójce atrakcyjnych młodych ludzi, których odmienne ścieżki połączył losowy wypadek – małoznaczący sam w sobie, lecz z poważnymi konsekwencjami. Ich spotkanie ubiera w konspiracyjne teorie. Konfrontację niezbyt przekonywująco przemienia we flirt i romansową przygodę w dreszczowiec o rekrutacji cichych szpiegów i podwójnym życiu.
Joseph podkreśla, że sztuka ma autobiograficzne podłoże, odnosząc się do jego doświadczeń w Senegalu, gdzie mieszkał i pracował parę lat jako woluntariusz Peace Corps. Wydaje się jednak, że pisarza poniosła fantazja. Sam zresztą się do tego częściowo przyznaje, bowiem sztukę otwierają słowa żartobliwie prowokacyjne, lecz funkcjonujące też jak asekuracja. Boubs zwraca się do nas, przełamując „czwartą ścianę”: Cała ta historia jest prawdziwa. By po chwili dodać: Cóż, co najmniej większa część historii jest prawdziwa. Imiona zostały zmienione. Niektóre nazwy miejsc też. Niektóre nudne detale – zlikwidowane. Niektóre inne – dodane, by rzecz stała się teoretycznie bardziej interesująca. I Boubs kończy swój mini-monolog: Ale oprócz tego, prawie wszystko to prawda.
Mia Barron (Dina) and Abubakr Ali (Boubs) w Dakar 2000. Zdjęcia Matthew Murphy
Niespodzianką wiosennego sezonu jest większe zróżnicowanie publiczności i obecność młodych na widowni. Tradycyjnie, typowa publiczność „poważnego” teatru w Nowym Jorku jest monotonnie siwowłosa i w przytłaczającej większości białoskóra. All Nighter zaznacza, że potencjalnie istnieje wielka energia do pozyskania. Sala nowego teatru im. Roberta W. Wilsona na zachodniej stronie Manhattanu buzuje młodzieńczym entuzjazmem. Widownia w wypadku Purpose, nowej sztuki Brandena Jacobsa-Jenkinsa, też przyciąga grupki młodszych widzów i nieco bardziej się zbliża do kulturowo-etnicznego zróżnicowania miasta.
Tematyka tutaj jest mocno już rozpracowana: konflikty rodzinne, sekrety wyłaniające się z ciemnych kątów, koszt utrzymywania „publicznego frontu” wzniosłych ideałów i surowych norm, hipokryzja i zakłamanie. Realia sytuacyjne też są swojskie, w afro-amerykańskim wydaniu: rodzina dumna z historii politycznego zaangażowania, wygodnie osadzona w Waszyngtonie. Patriarcha rodu, Solomon „Sonny” Jasper (Harry Lennix), teraz na uboczu, lecz kiedyś zaprzyjaźniony z całą galerią przywódców ruchu praw obywatelskich, godnie nosi aureolę swych osiągnięć. Wiadomo, zawodowy pastor kościoła baptystów, na emeryturze nie przestaje być kaznodzieją, nadal sprawny w pouczaniu wszystkich. Dorośli synowie – Nazareth „Naz” (Jon Michael Hill) i Solomon „Junior” (Glenn Davis) – do pięt mu dorosnąć nie mogą. Jedynie Claudine (imponująca w postawie i głosie LaTanya Richardson Jackson), matka rodu Jasperów, też spec od prawa i polityki, może Solomonowi dorównać w utrzymaniu postawy najwyższych standardów. Iskrą, która roznieci płomienie rewelacji będzie Aziza Houston (świetna w błazenadzie Kara Young), przyjaciółka „Naza”, niespodziewany gość rodzinnego zjazdu.
Mile widziany jest fakt, że Jacobs-Jenkins podejmuje trudne wątki z ogromną dozą humoru. Sztuka nie jest następną tragedią o rasistowskich prześladowaniach ani o klęsce „rodziny rozdartej wewnętrznym konfliktem”. Jest osadzona w doświadczeniach afro-amerykańskich, ale wykracza poza „czarno-białe” sprawy. Główną osią konfliktu są podziały międzypokoleniowe, z sympatią po stronie młodych. Jak znaleźć własną ścieżkę wobec niełatwych społecznych oczekiwań i nacisków rodziny. Jak budować osobowość odrzucając truciznę fałszu, lecz ratując związki uczuciowe.
Zaskakujące jest ustawienie roli starszego syna, ciekawe w swym unikatowym wydaniu. „Naz” bowiem wymyka się z reguł obowiązujących dzisiaj: nie jest gejem, ani anty-gejem. Nie jest zbuntowany ani „politycznie poprawny”. Nie definiuje go rasa. Nie definiuje dzika walka o karierę, choć wyraźnie lubi swoją pracę zawodowego fotografa. Nie myśli o założeniu własnej rodziny, lecz ojcostwo go zaciekawia i jest otwarty na pomoc w wychowywaniu dziecka. Może jest trochę autystyczny. Może po prostu kocha przyrodę i lubi być sam na sam z sobą. Jon Michael Hill nadaje tej trudnej do gry, bo nie-w-pełni-określonej postaci, autentyczny ton pogody duchy i pogodzenia się z zawiłościami życia.
Szkoda, że sztuka, która przez pierwszy akt wartko płynie przez wiry ironii oraz zakręty małych rewelacji i sytuacyjnych niespodzianek, w drugim akcie ciężko osiada. Dosłownie, bo autor i reżyser usadawiają wszystkich przy zastawionym świątecznie stole. I przenośnie, bo wkracza artyleria oskarżeń starszyzny o ciężkie grzechy. Grzechy, które nawet Claudine nie uda się pokryć stoicką postawą. Pozostaje odruch do schowania się za maskę przemilczeń i fałszywy ton pogodnego zakończenia.
LaTanya Richardson (Claudine)
Jon Michael Hill (Naz), Karea Young (Aziza) & Harry Lennix (Solomon)
Zespół w Purpose
Jon Michael Hill (Naz). Zdjęcia Marc J. Franklin
Mówiąc o grzechach ojców, trudno znaleźć większego eksperta niż Henrik Ibsen. Norweski pisarz przeżywa obecnie irodzaj renesansu zainteresowania i uznania. W 2023 r. Jamie Lloyd przygotował rewelacyjną wersję Domu lalki, oszczędnie wystylizowaną, z Jessica Chastain w roli Nory. W zeszłym roku Sam Gold zaprezentował w Circle in the Square dramat Wróg ludu w świetnej adaptacji Amy Herzog, z Jeremy Strong jako Dr. Thomas Stockman, „człowiek z zasadami”, przeciw któremu obraca się całe miasteczko.
Teraz mamy okazję obejrzeć w Lincoln Center trudną sztukę Ghosts. Przedstawienie nie jest tak porywające jak tamte dwie wcześniejsze propozycje, lecz jest solidnie przygotowane w doborowej obsadzie pod kierunkiem Jacka O’Briena, ze szczególnie elegancką wizualną oprawą Johna Lee Beatty (scenografia), Jess Goldstein (kostiumy) i Japhy Wiedemana (oświetlenie).
Upiory były odpowiedzią Ibsena na ostrą reakcję, którą wywołał sukces Domu lalki. Sztuka wydana we wrześniu w 1879 r. w Kopenhadze, zdobyła zdumiewająco szeroki krąg czytelników. Pierwsze wydanie Domu lalki zostało wykupione błyskawicznie, dwa następne prawie równie szybko – ponad 13,000 kopii rozsprzedanych w kilka miesięcy. Niby rażący sukces, a sztuka nie mogła znaleźć miejsca na scenie. Premiera w Kopenhadze w grudniu 1879 r. była udana, lecz nikt dalej nie ważył się wystawiać oryginalnej wersji. Popularna niemiecka aktorka Hedwig Raabe odmówiła gry jako Nora, protestując, „Nigdy nie opuściłabym moich dzieci!” W Niemczech – Hamburgu, Dreźnie, Hanowerze, Berlinie – sztuka była grana, lecz bez „barbarzyńskiej obrazy” dobrego obyczaju: Nora na końcu robiła zwrot przy drzwiach i godziła się, by pozostać w domu. W Londynie także początkowo wystawiono ją tylko ze złagodzonym zakończeniem. Dwa lata przetargów z teatrami spowodowały, że Ibsen uznał, że warto pokazać, co się stanie, gdy żona podporządkuje się uznanym autorytetom.
I oto Ibsen pisze Upiory: Młodziutka Helena zaraz po ślubie odkrywa, że jej mąż, niby zacny i szeroko szanowany Kapitan Alving, jest zwykłym szubrawcem. Bogaty majątek daje mu środki na rozpustę i samowolę. Wszystko może pokryć ostentacyjną postawą niby-porządnego obywatela i szczodrego dobroczyńcy. Pastor Manders, u którego Helena szuka wsparcia, staje po stronie męża i konwenansu. Do społecznych, dodaje moralne przykazy: jako kobieta, powinna wypełniać obowiązki żony i matki. Niech próbuje „reformować” męża. Niech trwa w cierpliwości i samozaparciu.
Tego wszystkiego dowiadujemy się z dialogów i retrospektywnych odnośników, bo sztuka jest klasycznie zwarta. Rozgrywa się, zachowując ciągłość czasu i miejsca, w kilku scenach konfrontacji między pięcioma bohaterami. Oto oni: Helena Alving (Lily Rabe, wzniosła i oszczędna w gestach), która od dawna żyje samotnie jako wdowa, poświęcając czas na lektury „ryzykownych” książek i budowę sierocińca; Pastor Manders (Billy Crudup), niezmiennie pewny swych spaczonych racji; Jacob Engstrand (Hamish Linklater), stolarz, zatrudniony przy budowie sierocińca, który planuje otworzyć dom dla marynarzy, czyli oficjalnie bar, a nieoficjalnie portowy burdel; młodziutka Regina (Ella Beatty, z bożą iskrą), nieślubna córka Alvinga, wychowywana pod pokryciem zaaranżowanego małżeństwa jako córka Engstranda, teraz przystosowywana na pokojówkę pod okiem Heleny; Oswald Alving (Levon Hawke), dorosły syn Heleny który po latach powraca do domu ze studiów w Paryżu, z wojaży po Europie. Kilka dni, w których rozwija się akcja, mieści w sobie nadmiar klęsk i kontrowersji: przekleństwo odziedziczonej po ojcu wenerycznej choroby, alkoholizm, sprzedaż i kupno dobrego imienia, samozaparcie prawdziwych uczuć, wątpliwości co do prawd religijnych, pokusę kazirodztwa, apel o prawo do eutanazji…
Oto co dostajecie, głosi Ibsen, gdy rządzi prawo świętej nienaruszalności rodziny. „Gengangere” nosi tytuł sztuki po duńsku, czyli upiory, które powracają do życia, by życie niszczyć.
Billy Crudup (Pastor Manders) w Ghosts
Hamish Linklater (Engstrand) i Ella Beatty (Regina)

Na zakończenie, promień nadziei rozświetlający nawet najciemniejszą noc. Czyli słowo o wspaniałościach dobrej muzyki. Gratulacje za super udane przeniesienie musicalu Buena Vista Social Club z sali Atlantic Theater Company na dole miasta na Broadway. O historii kubańskiego zespołu muzycznego pisałam rok temu, przy okazji sukcesu inscenizacji musicalu na off-Brodaway: https://www.polishtheatre.org/post/dokąd-idziesz-dziecino-kochana.
Tutaj warto podkreślić, że została zachowana ciągłość współpracy wszystkich głównych współtwórców: muzyków, śpiewaków, tancerzy, artystów wizualnych i technicznych. Tylko role paru młodych śpiewaków podjęli bardziej doświadczeni artyści. Urozmaicona choreografia wzmocniła efekty wizualne. Większa przestrzeń na scenie i zapleczu została świetnie wykorzystana, dodając rozmachu całości. Wszelkie niedociągnięcia podwójnej struktury (akcja dzieje się na Kubie w 1956 r. i w 1996 r.) jak i nadmierne uproszczenia, by zaznaczyć historię rewolucji kubańskiej, zostają zwycięsko pokonane przez kunszt muzyków i porywające głosy śpiewaków.
Cudownie zgrany zespół wręcz lewituje unoszony potęgą muzyki. Natalie Venetia Belcon jaśnieje jako Omara Portuondo – prawdziwa „Królowa Uczucia”. Leonardo Reyna i Jainardo Batista Sterling szaleją na fortepianie – jako Młody Rubén, „najszybsze palce na Kubie”, oraz jako dojrzały Rubén González, „Picasso klawiatury”. Jorge Monge, jako Compay Segundo, łączy wątki z autorytetem mądrego opowiadacza historii. A niepozorny z postury i wyglądu Renesito Avitch, kubański piosenkarz, kompozytor i muzyk, przemienia się w magika zmiennych rytmów i dźwiękowych niespodzianek, kiedy tańczy z gitarą ‘tres’ w ręku i porywa nas w przestworza radosnych przeżyć.
Wielkie podziękowania za ogrom pracy. Wdzięczność za te latynowsko-kubańsko-portorykańsko-nowojorskie rytmy i wzruszenia.

Próby BVSC. Zdjęcia Andy Henderson
Justin Cunningham (Juan de Marcos), Marco Paguia (przy pianinie), Renecito Avich (Eliades, gitara ‘tres’), Natalie Venetia Belcon (Omara), Román Diaz (perkusja)
Zespół taneczny BVSC. Zdjęcia Matthew Murphy
Natalie Margolin, All Nighter. Reżyseria: Jaki Bradley; scenografia: Wilson Chin; kostiumy: Michelle J, Li; oświetlenie: Ben Stanton; dźwięk: M. L. Dog. Występują: Kristine Frøseth (Darcie), Kathryn Gallagher (Jacqueline), Julia Lester (Wilma), Havana Rose Liu (Lia) oraz Alyah Chanelle Scott (Tessa). Premiera 9 marca, przedstawienia do 18 maja, w Robert W. Wilson MCC Theater Space. 511 W. 52nd St., przy Tenth Avenue, mid-West Manhattan.
Rajiv Joseph, Dakar 2000. Reżyseria: May Adrales; scenografia: Tim Mackabee; kostiumy: Emily Rebholz; oświetlenie: Alan C. Edwards; dźwięk: Bray Poor video projection: Shawn Duan. Występują: Abubakr Ali (Boubacar „Boubs”) oraz Mia Barron (Dina). Przedstawienia 27 luty – 23 marzec, Manhattan Theatre Club, w New York City Center.
Branden Jacobs-Jenkins, Purpose. Reżyseria: Phylicia Rashad; scenografia: Todd Rosenthal; kostiumy: Dede Ayite; oświetlenie: Amith Chandrashaker; dźwięk: Rob Milburn i Michael Bodeen. Występują: Alana Arenas (Morgan Jasper), Glen Davis (Solomon „Junior” Jasper), Jon Michael Hill (Nazareth “Naz” Jasper), LaTanya Richardson Jackson (Claudine Jasper), Harry Lennix (Solomon “Sonny” Jasper) oraz Kara Young (Aziza Houston). Premiera 17 marca, przedstawienia do 6 lipca, Helen Hayes Theater, 240 W. 44 St. przy Times Square.
Henrik Ibsen, Ghosts w adaptacji Marka O’Rowe. Reżyseria: Jack O’Brien; scenografia: John Lee Beaty; kostiumy: Jess Goldstein; oświetlenie: Japhy Weideman; dźwięk: Scott Lehrer & Mark Bennett; muzyka; Mark Bennett. Występują: Ella Beatty (Regina), Billy Crudup (Pastor Manders), Levon Hawke (Oswald), Hamish Linklater (Engstrand) oraz Lily Rabe (Helena Alvig). Premiera 10 marca, przedstawienia do 26 kwietnia, w Mitzi E. Newhouse Theater, Lincoln Center, 65th St. & Broadway, mid-Manhattan.
Marco Ramirez, Buena Vista Social Club z muzyką Buena Vista Social Club. Reżyseria: Saheem Ali; scenografia: Arnulfo Maldonado; kostiumy: Dede Ayite, oświetlenie: Tyler Micoleau; dźwięk: Jonathan Deans; choreografia: Patricia Delgado i Justin Peck, kierownictwo muzyczne: Marco Paguia. Występują: Isa Antonetti (Young Omara), Renesito Avich (Eliades), Natalie Venetia Belcon (Omara), Justin Cunningham (Juan de Marcos), Ashley De La Rosa (Young Haydee) Julio Monge (Compay), Da’Von Moody (Young Compay), Leonardo Reyna (Young Rubén), Mel Semé (Ibrahim), Jainardo Batista Sterling (Rubén), Wesley Wray (Young Ibrahim) oraz zespół tancerzy i muzyków. Premiera 19 marca, przedstawienia do 4 styczna 2026, Gerald Schoenfeld Theatre, 236 W. 45th St., przy Times Square.
Comments