Parę miesięcy temu odwiedziliśmy Tulon. Dokładniej mówiąc, 9 czerwca 2021 r. wyemitowany został odcinek #58 Szkiców piórkiem. Jechaliśmy wtedy razem z Bobkowskim i Tadziem przez sielski krajobraz wzgórz i lasów – z Languedoc, przez Provence, do Lazurowego Wybrzeża. Nasz wpis na blogu (13 czerwca, 2021 r.) towarzyszący temu odcinkowi ilustrował plakat francuski z tamtego okresu: pogodny, kolorowy, chwalący się imponującym krążownikiem, smukłymi sylwetkami niszczycieli i torpedowców. Instrumenty wojny pokazane malowniczo jako zachęta do turystycznej wizyty.
I rzeczywiście, w tej części dziennika Andrzeja Bobkowskiego, w czasie podróży przez Wolną Francję, prawie można zapomnieć o kontekście historycznym, o szaleństwie – tuż nieopodal – wojny. Łatwo było podziwiać grę morsko-niebiańskich kolorów; cieszyć się ze zdobycia doborowych konfitur brzoskwiniowych; zachwycać małymi miasteczkami południowej Francji, pięknymi jak klejnoty w szkatułce Morza Śródziemnego; poczuć dobry smak wypoczynku po całodziennej jeździe rowerem.
Obraz leżących w dokach portu Tulonu unieruchomionych okrętów floty francuskiej przywołał brutalną wojenną rzeczywistość. Tak jak błysk dwóch przejeżdżających mercedesów na ulicy, pełnych Niemców siedzących „równo i prosto”: „Mignęli, ale wydało mi się, że dostałem pięścią w żebra”. Marek Osiecimski czytał gorzkie słowa zanotowane przez Bobkowskiego tamtego września, o jego rozczarowaniu co do ukochanej Francji, o przeczuciu zdrady:
11 września 1940 r.
Z Francją ożeniłem się z wielkiej miłości młodego. I nagle tu, w Tulonie widzę, przeczuwam wszystko, domyślam się(…) Och – może to nieprawda? Odwracam głowę. Leżą [łodzie podwodne] cicho popielate, smukłe. Tam dalej dwa krążowniki. Nie widziałem ich przedtem..
Tadzio reaguje gwałtowniej, gniewnie:
Ciągnie mnie na skraj lasku. Jesteśmy na górze i roztacza się stąd szeroki widok. Tadzio zauważył to samo, co ja i pieni się: „No, popatrzże na ten szmelc” – wskazuje na łodzie podwodne i na okręty – „widzisz, jak się poustawiali? A na co oni czekają? Na opakowanie. Żeby Niemcom w zębach przynieść. Tu się ucz, że Westerplatte i Warszawa to dobre, ale do fotografii. A oni tymczasem raz flaczki, raz ziemniaczki, raz kuperek z kaczki… Szkoda każdego słowa”. Wielka rewia soczystych przymiotników i rzeczowników.
Od tamtego odcinka i wpisu - tzn. w naszym tutejszym „tu i teraz” – upłynęło siedem miesięcy. Właśnie został wyemitowany 215-ty odcinek; pięć razy w tygodniu idzie następny fragment Szkiców piórkiem, każdy podany nowym głosem, każdy czytany z przejęciem i wspaniałym poczuciem odpowiedzialności – tak przez zawodowych aktorów jak przez naszych dzielnych „lektorów-cywili”. Jesteśmy mniej więcej w pół drogi dziennika Andrzeja Bobkowskiego. Za nami już jego notatki z lat 1940 - 1941. W najbliższych dniach zakończymy lekturę obserwacji i komentarzy z 1942 r.
Parę dni temu raz jeszcze zobaczyliśmy doki portu w Tulonie – tym razem z perspektywy Paryża, przez pryzmat wiadomości gazetowych i radiowych, domyśleń i spekulacji o znaczeniu tych wydarzeń. W odcinku #209 Grzegorz Mania czyta wpis Bobkowskiego z dnia 28 listopada 1942 r., emitowany 6 stycznia bieżącego roku.
Bobkowski odnotowuje tu jeden z najbardziej dramatycznych epizodów wojny na terenie Francji: wobec zagrożenia wejścia Niemców do Tulonu, na rozkaz admirała Jean Philippe de Laborde’a, dowódcy eskadry śródziemnomorskiej stacjonującej w Tulonie, lojalnego wobec rządu Vichy, marynarze zakładają ładunki wybuchowe, otwierają śluzy, uszkadzają urządzenia sterownicze, demolują wyposażenie swoich statków. W ciągu kilkunastu godzin Francja własną ręką niszczy ponad 80 okrętów: trzy królewskie pancerniki, cztery krążowniki ciężkie, trzy krążowniki lekkie, 30 niszczycieli i torpedowców, 16 okrętów podwodnych, 15 eskortowców…
Samobójstwo w imię – jak to przedstawiał rząd Vichy – „honoru żołnierzy”. Surrealistyczny gest zniszczenia niby w wierności dewizie Francuskiej Marynarki Wojennej, która dumnie głosi „Honneur, Patrie, Valeur, Discipline”. Z potęgi morskiej, czwartej na świecie po brytyjskiej, amerykańskiej i japońskiej, Francja staje się pionkiem zdanym na „łaskę i niełaskę Anglii, Ameryki, Rosji”.
28.11. 1942
Znowu awantura na większą skalę. Od samego rana tylko o tym. Francuzi cieszą się (głupi) i smucą się (inteligentni). Blisko 88 jednostek morskich, najnowocześniejszych na świecie poszło na dno i szmelc. Oto do czego doprowadziła polityka „i temu trochę, i tamtemu nie zawadzi”. Sam gest samobójstwa floty jest piękny – świadczy, że tak całkiem jeszcze nie zgnili. Ale nie biorąc pod uwagę zadowolenia, że Niemcom sprzed nosa wymknęła się taka gratka, ogarnia człowieka litość nad tą bezbrzeżną głupotą i krótkowzrocznością polityki Vichy.
Pięciu dowódców okrętów podwodnych stacjonujących w bazie Mourillon wezwało marynarzy do buntu i wypłynęło ze wschodniej części portu Tulonu w stronę Algierii, już zajętej przez anglo-amerykańskich aliantów. Vévus został zbombardowany przez Luftwaffe na pełnym morzu. Iris, także uszkodzony przez wojska Rzeszy, ledwo dopłynął do Barcelony i tam został internowany. Lecz Casablanca i Marsouin przedostały się do Algieru. Le Glorieux, choć uszkodzony, też dotarł do alianckiego Oranu. Wszystkie trzy zostały włączone w skład marynarki Wolnych Francuzów.
Tam w Tulonie jakiż to musiał być spektakl! Te fajerwerki eksplozji jeden po drugim. Te dymy nisko kładące się po morzu i ciemną falą wznoszące ku niebu. Wielkie i groźne statki osiadłe bezradnie na dnie, przewrócone brzuchem do góry, pęknięte w połowie… Ponury krajobraz wojennej logiki, logiki szaleństwa celowego zniszczenia. A logika zniszczenia przytulona do zwyczajnej codzienności, pulsującej prawie tuż-tuż, w niespójnie równoległej rzeczywistości. Jakoś wcale nie dziwi, że wpis Bobkowskiego tego dnia o dramatycznym spektaklu w Tulonie kończy się notką o całkiem innym spektaklu w Paryżu, pogodnie nostalgicznym, z udziałem ulubionej piosenkarki francuskiej, gwiazdy popularnych przedwojennych filmów:
Wieczorem w „Théâtre de l’Etoile”. Program musicalowy. Akrobacje, tańce, piosenki. Lys Gauty świetna w kilku piosenkach.
Commenti