top of page
Writer's pictureJózef Czechowicz

Na skraju lata

Updated: Apr 3


Opaska z tomu wierszy "Kamień" (1927) wg projektu autora



Już za chwilę, najdłuższy dzień roku. Wieczorem rozbłysną wśród krzewów robaczki świętojańskie: w dzień niepozorne gąsieniczki z tarczowymi skrzydełkami, letnią nocą jedno świetlne wołanie – szukam cię – szukam! znajdź mnie – znajdź! weźmij – weź! Upalne dnie będą coraz mocniej kusić, by wyjechać z miasta. Gdzieś już sielsko pachną łąki. Zacieniona ścieżka przez las przywołuje beztroskość wakacji – może dzieciństwo na wsi, młodość na spływie, wędrówki po górach.


Szukałam coś z oczarowań gwiazdą, szeptem drzew... Bo warto się pozachwycać. Zachwyt spowalnia czas. Przestrzeń staje się większa, otwiera na inny wymiar, przemienia żmud codzienności w nieskończoność małych odkryć. Jest taka piękna legenda o pewnym mnichu, który znalazł się w lesie, usłyszał trelowy śpiew – zasłuchał, zachwycił. A ptak jakby dla niego specjalnie śpiewał. Kiedy wrócił do zakonu, odkrył, że wszyscy współbracia już odeszli. Tylko jeden stary mnich rozpoznał w nim młodego zakonnika, który hen, kiedyś, wyszedł na wędrówkę po lesie.


Szukałam tym razem coś ze współczesnych poetów polskich. Lecz więcej tu sceptycyzmu i protestu, bólu i obrony wartości, niż zachwytów. Więcej ulic i placów wielkomiejskich niż polnych dróg. Oczywiście, niezawodny byłby Gałczyński (ten, który pisał testament przy świecach: „Ja, Konstanty, syn Konstantego, / zwany w Hiszpanii mistrzem Ildefonsem, / będąc niespełna rozumu…”), bo szumią u niego sosny mazurskich lasów i księżyc mieni się srebrzyście, lecz nie znalazłam prawie żadnych tłumaczeń poety.


A więc niech zabrzmi głos nieco z boku, skromny. Głos Józefa Czechowicza, o którym Czesław Miłosz pisał nieco sceptycznie, lecz z sympatią:


Zupełnie inna swojskość Czechowicza.

Słomiane dachy, grzędy kopru, marchwi,

I na Powiślu ranek jak z lusterka.

Po rosach echo niesie kujawiaczek

Tych kijanek, tych praczek u potoczka.

Kochał co małe, zebrał sielski sen

Apolitycznej i bezbronnej ziemi,

Bądźcie mu dobre, wy, ptaki i drzewa,

Od czasu chrońcie grób Józka w Lublinie.

Tak, chrońmy. W post scriptum więc pomacha mu poprzez „dymy na czasu złych otchłaniach” inny mistrz skromności, Miron Białoszewski, który też kochał zwykłość i prostotę.



Józef Czechowicz


NA WSI


Siano pachnie snem

siano pachniało w dawnych snach

popołudnia wiejskie grzeją żytem

słońce dzwoni w rzekę z rozbłyskanych blach

życie – pola – złotolite


Wieczorem przez niebo pomost

wieczór i nieszpór

mleczne krowy wracają do domostw

przeżuwać nad korytem pełnym zmierzchu


Nocami spod ramion krzyżów na rozdrogach

sypie się gwiazd błękitne próchno

chmurki siedzą przed progiem w murawie

to kule białego puchu

dmuchawiec


Księżyc idzie srebrne chusty prać

świerszczyki świergocą w stogach

czegóż się bać


Przecież siano pachnie snem

a ukryta w nim melodia kantyczki

tuli do mnie dziecięce policzki

chroni przez złem


Z tomiku Kamień (1927)



IM DORF


Heu riecht nach schlaf

heu riecht wie träume sprechen

getreide wärmt den nachmittag

am fluß aus glänzenden blechen

schellt sonne – leben – gold


Abends quer durch den himmel die bretterbrück

abend und vesper über den auen

milchkühe trotten in die gehöfte zurück

am trog voll dämmer wiederyukauen

die sonne – rollt


Nachts an wegscheiden unter den kruzifixen

rieselt blauer moder sterne raunen

im grase vor den schwellen kleine wolken sitzen

kugeln wießer daunen

pusteblumen stille


Der mond wäscht silbertücher

in schobern zirpen grillen

keine angst


Denn heu riecht nach schlaf und traum

und seine verborgene weise

berührt mich mit kinderwangen

schützt vor dem graun


Przekład na niemiecki Karl Dedecius



PRELUDIUM


1

o świcie wybuchły ptaki z mosiężnych ról

smukła kobieta jasność przyniosła na głowie


2

dzwony nienasycone kołyski muzyczne

wspominać wspominać zapominać


3

powiewie różowy jak twarz dziecka

płomyku podniecający niewysoką trawę

ciemnym kwiatem makowym skinę

nieruchomy zapach uderzy mnie i zginę


4

jeleń stoi u źródła struga szepce ave


Z tomiku Ballada z tamtej strony (1932)



PRELUDE


1

at dawn birds explode from brass furrows

a slender woman brings brightness on her head


2

bells craving cradles of music

to remember to remember to forget


3

pink breeze like the cheeks of a child

flame cutting low grass

I shall wave a darkened poppy flower

a still fragrance shall strike me and I shall die


4

a deer standing at the spring water whispers ave


Przekład na angielski Andrzej Bursa & Bogdan Czaykowski



W PEJZAŻU


szum kasztanów niżej morski śpiew

gasną o zmierzchu świece ukwieconych drzew

droga w gaju wprost słońca złoci się podwójnie

od szumu i wieczoru ciemnieją ustronia

kołysząc się trawą bujną

dziewczyny smukłe na koniach


wzgórze na drożyn skrzyżowaniu

tam kapliczka chłodna jak koral

w półmroku krzyż tam anioł

opuszczona wota rybaków

zapomniana od dawna pora

w rozbitym dzbanku spleśniała śmierć maków


morze szum kasztany

konie kopytami złoto nad wodą mącą

z jadących jedna rękę podniosła

i znak daje poruszając nią w powietrzu jak wiosłem

bo został u kaplicy źrebak zabłąkany

zajrzał do wnętrza dotknął miękką wargą drzwi

zarżał dziecinnie wysoko nie wiadomo o co


Z tomiku Ballada z tamtej strony (1932)



DANS UN PAYSAGE


le bruissement des marronniers et plus bas le chant de la mer

les cierges des arbres en fleurs s’éteignent dès le crépuscule

face au soleil dans le bosquet les chemins sont dorés d’une double lumière

du bruissement et du soir les retraites sont moins claires

bercées d’herbes exubérantes qui ondulent

filles sveltes sur des cheveux


à la croisée des chemins, la colline

une chapelle aux fraîcheurs de coraux

dans la pénombre un ange, une croix qu’on devine

abandonnés par les pécheurs, des ex-voto

le temps bien longtemps oublié et dans une amphore en morceaux

fleurir la mort moisie des coquelicots


la mer fait trembler les grand marronniers

et les chevaux de leurs sabots troublent l’or qui recouvre l’eau

l’une a levé la main parmi les cavalières

son bras fait signe ainsi qu’une rame dans l’air

car près de la chapelle un poulain égaré reste loin de l’escorte

il scrute l’intérieur et de sa lèvre douce il a touché la porte

puis, enfantin, hennit sur note aigué. Pourquoi? nul de le sait


Przekład na francuski Anne-Marie de Backer



JABŁKO ŻYCIA


niejeden rok uchodzi od dłoni które piszą

aby odgonić wizyj puszysty zwarty natłok

oddając oczy nocom a serce swe narcyzom

uchodzę i ja także ucieczka nie jest łatwa


zakwitną kiedyś dymy na czasu złych otchłaniach

spokojnie wejdę starzec w odwiecznych ognisk światło

bom żył dwojaką siłą czekania i kochania

i nie ucieknę dłonią żywot ujmę jak jabłko


Z tomiku Nuta człowiecza (1933)



THE APPLE OF LIFE


years slip through hands that write

to chase away the thick thronging of furry visions

giving away the eyes to darkness and the heart to a narcissus

and I too run though fleeing is not easy


smoke will one day blossom over the evil ravines of time

an old man I shall enter peacefully the light of timeless fires

for I have lived with double strength of love and waiting

and I shall not escape but clasp life like an apple


Przekład na angielski Andrzej Bursa & Bogdan Czaykowski



P.S.

Miron Białoszewski


OBRÓT RZECZY


A one krążą

i krążą


Przebijają nas mgławicami


Spróbuj schwycić

ciało niebieskie

któreś z tych

zwanych „pod ręką” …


A czyj język

najadł się całym smakiem

Mlecznej Kropli przedmiotu?


A kto wymyślił,

że gwiazdy głupsze

krążą dokoła mądrzejszych?


A kto wymyślił

gwiazdy głupsze?



OF THE REVOLUTION OF THINGS


And they go round

and round


Piercing us in nebulae.


Try and catch

a heavenly body

one of those

called ‘close at hand’...


And whose tongue

has savored to the full

the Milky Drop of an object?


And whose idea was it

that dimmer stars

go round the bright ones?


And who thought up

the dimmer stars?


Przekład Andrzej Bursa & Bogdan Czaykowski



P.S. 2 I jeszcze przywołany powyżej cytat z „Traktatu poetyckiego” Czesława Miłosza w tłumaczeniu autora i Roberta Hassa:

Czechowicz, the bucolic, was quite different.

Thatched huts, a patch of cumin and carrots,

A clear, lustrous morning by the river,

Which carries the echo of a Kuyavian dance

Sung by women washing linen in a stream.

He loved everything small. He made the idyll

Of a land with no politics and no defenses.

Be good to him, you birds and trees. Guard him.

From ravaging time protect his grave in Lublin.


 

Józef Czechowicz (15 marca 1903 – 9 września 1939) – poeta, dramatopisarz, nauczyciel, redaktor, tłumacz (Brok, Lermontov, Jesienin, Whitman). Urodził się, wychował i zmarł w Lublinie. Pochodził z ubogiej, wielodzietnej rodziny, której sytuacja jeszcze się pogorszyła po wczesnej utracie ojca. Uczył się dzięki pomocy starszego brata, który też wcześnie zmarł, na gruźlicę. Przerwał naukę w Seminarium Nauczycielskim, by zaciągnąć się do wojska w 1920 r. i uczestniczyć w wojnie polsko-bolszewickiej. Po wojnie pracował jako nauczyciel na wsi i w małych miasteczkach na wileńszczyźnie, a po studiach w warszawskim Instytucie Pedagogiki Specjalnej już w Lublinie. Zadebiutował jako literat w 1923 r. w czasopiśmie „Reflektor”. Pierwszy tomik poetycki, z futurystycznym oddechem, wydał w wieku lat 24. Stypendium zdobyte po udanym drugim tomiku pozwoliło mu wyjechać na parę miesięcy do Paryża. Jego poezja, nastrojowa, bogata w obrazy i subtelna w tonie, wyróżniała się ciekawym połączeniem tradycyjnej liryki z elementami folkloru i awangardową techniką, a elegie przeplatały się z nutą katastroficzną. W 1933 wyjechał do Warszawy, gdzie pracował w Związku Nauczycielstwa Polskiego, w dziale literackim Polskiego Radia i jako redaktor młodzieżowego pisma „Płomyk” oraz „Miesięcznika Literatury i Sztuki”. Był czynnym uczestnikiem w życiu kulturalnym stolicy, skupiając wokół siebie wielu młodych poetów, szczególnie przybyszy z prowincji. Stracił pracę w ZNP w 1937 r., prawdopodobnie w związku z wątkami odczytanymi w jednym z wierszy jako homoerotyczne, więc zakazane. Po powrocie do Lublina wydawał kwartalnik „Pióro”. Zginął tragicznie w pierwszych dniach wojny, pod gruzami, podczas bombardowania Lublina 9 września.


Autor dramatu Czasu jutrzennego (1939), opowiadań dla dzieci oraz tomików poetyckich: Kamień (1927), Dzień jak co dzień (1930), Ballada z tamtej strony (1932), W błyskawicy (1934), Nic więcej (1936), Nuta człowiecza (1939).





Józef Czechowicz, Wiersze wybrane, pod redakcją Tadeusza Różewicza (PIW, Warszawa 1979).

Miron Białoszewski, Utwory zebrane: Tom 1 Obroty rzeczy (PIW, Warszawa 2016).

Miron Białoszewski, translated by Andrzej Busza and Bogdan Czaykowski, The Revolution of Things (Charioteer Press, Washington 1974).

Modern Poetry in Translation, No. 23-24, Spring 1975. Special issue: Poland, compiled by Bogdan Czaykowski.

Constantin Jelenski, Anthologie de la poésie polonaise (Édition L’Age D’Homme, Paris 1981).

Karl Dedecius, wybór i tłumaczenie, Sto wierszy polskich (WL, Kraków 1982).

Recent Posts

See All

Comments


bottom of page