Opaska z tomu wierszy "Kamień" (1927) wg projektu autora
Już za chwilę, najdłuższy dzień roku. Wieczorem rozbłysną wśród krzewów robaczki świętojańskie: w dzień niepozorne gąsieniczki z tarczowymi skrzydełkami, letnią nocą jedno świetlne wołanie – szukam cię – szukam! znajdź mnie – znajdź! weźmij – weź! Upalne dnie będą coraz mocniej kusić, by wyjechać z miasta. Gdzieś już sielsko pachną łąki. Zacieniona ścieżka przez las przywołuje beztroskość wakacji – może dzieciństwo na wsi, młodość na spływie, wędrówki po górach.
Szukałam coś z oczarowań gwiazdą, szeptem drzew... Bo warto się pozachwycać. Zachwyt spowalnia czas. Przestrzeń staje się większa, otwiera na inny wymiar, przemienia żmud codzienności w nieskończoność małych odkryć. Jest taka piękna legenda o pewnym mnichu, który znalazł się w lesie, usłyszał trelowy śpiew – zasłuchał, zachwycił. A ptak jakby dla niego specjalnie śpiewał. Kiedy wrócił do zakonu, odkrył, że wszyscy współbracia już odeszli. Tylko jeden stary mnich rozpoznał w nim młodego zakonnika, który hen, kiedyś, wyszedł na wędrówkę po lesie.
Szukałam tym razem coś ze współczesnych poetów polskich. Lecz więcej tu sceptycyzmu i protestu, bólu i obrony wartości, niż zachwytów. Więcej ulic i placów wielkomiejskich niż polnych dróg. Oczywiście, niezawodny byłby Gałczyński (ten, który pisał testament przy świecach: „Ja, Konstanty, syn Konstantego, / zwany w Hiszpanii mistrzem Ildefonsem, / będąc niespełna rozumu…”), bo szumią u niego sosny mazurskich lasów i księżyc mieni się srebrzyście, lecz nie znalazłam prawie żadnych tłumaczeń poety.
A więc niech zabrzmi głos nieco z boku, skromny. Głos Józefa Czechowicza, o którym Czesław Miłosz pisał nieco sceptycznie, lecz z sympatią:
Zupełnie inna swojskość Czechowicza.
Słomiane dachy, grzędy kopru, marchwi,
I na Powiślu ranek jak z lusterka.
Po rosach echo niesie kujawiaczek
Tych kijanek, tych praczek u potoczka.
Kochał co małe, zebrał sielski sen
Apolitycznej i bezbronnej ziemi,
Bądźcie mu dobre, wy, ptaki i drzewa,
Od czasu chrońcie grób Józka w Lublinie.
Tak, chrońmy. W post scriptum więc pomacha mu poprzez „dymy na czasu złych otchłaniach” inny mistrz skromności, Miron Białoszewski, który też kochał zwykłość i prostotę.
Józef Czechowicz
NA WSI
Siano pachnie snem
siano pachniało w dawnych snach
popołudnia wiejskie grzeją żytem
słońce dzwoni w rzekę z rozbłyskanych blach
życie – pola – złotolite
Wieczorem przez niebo pomost
wieczór i nieszpór
mleczne krowy wracają do domostw
przeżuwać nad korytem pełnym zmierzchu
Nocami spod ramion krzyżów na rozdrogach
sypie się gwiazd błękitne próchno
chmurki siedzą przed progiem w murawie
to kule białego puchu
dmuchawiec
Księżyc idzie srebrne chusty prać
świerszczyki świergocą w stogach
czegóż się bać
Przecież siano pachnie snem
a ukryta w nim melodia kantyczki
tuli do mnie dziecięce policzki
chroni przez złem
Z tomiku Kamień (1927)
IM DORF
Heu riecht nach schlaf
heu riecht wie träume sprechen
getreide wärmt den nachmittag
am fluß aus glänzenden blechen
schellt sonne – leben – gold
Abends quer durch den himmel die bretterbrück
abend und vesper über den auen
milchkühe trotten in die gehöfte zurück
am trog voll dämmer wiederyukauen
die sonne – rollt
Nachts an wegscheiden unter den kruzifixen
rieselt blauer moder sterne raunen
im grase vor den schwellen kleine wolken sitzen
kugeln wießer daunen
pusteblumen stille
Der mond wäscht silbertücher
in schobern zirpen grillen
keine angst
Denn heu riecht nach schlaf und traum
und seine verborgene weise
berührt mich mit kinderwangen
schützt vor dem graun
Przekład na niemiecki Karl Dedecius
PRELUDIUM
1
o świcie wybuchły ptaki z mosiężnych ról
smukła kobieta jasność przyniosła na głowie
2
dzwony nienasycone kołyski muzyczne
wspominać wspominać zapominać
3
powiewie różowy jak twarz dziecka
płomyku podniecający niewysoką trawę
ciemnym kwiatem makowym skinę
nieruchomy zapach uderzy mnie i zginę
4
jeleń stoi u źródła struga szepce ave
Z tomiku Ballada z tamtej strony (1932)
PRELUDE
1
at dawn birds explode from brass furrows
a slender woman brings brightness on her head
2
bells craving cradles of music
to remember to remember to forget
3
pink breeze like the cheeks of a child
flame cutting low grass
I shall wave a darkened poppy flower
a still fragrance shall strike me and I shall die
4
a deer standing at the spring water whispers ave
Przekład na angielski Andrzej Bursa & Bogdan Czaykowski
W PEJZAŻU
szum kasztanów niżej morski śpiew
gasną o zmierzchu świece ukwieconych drzew
droga w gaju wprost słońca złoci się podwójnie
od szumu i wieczoru ciemnieją ustronia
kołysząc się trawą bujną
dziewczyny smukłe na koniach
wzgórze na drożyn skrzyżowaniu
tam kapliczka chłodna jak koral
w półmroku krzyż tam anioł
opuszczona wota rybaków
zapomniana od dawna pora
w rozbitym dzbanku spleśniała śmierć maków
morze szum kasztany
konie kopytami złoto nad wodą mącą
z jadących jedna rękę podniosła
i znak daje poruszając nią w powietrzu jak wiosłem
bo został u kaplicy źrebak zabłąkany
zajrzał do wnętrza dotknął miękką wargą drzwi
zarżał dziecinnie wysoko nie wiadomo o co
Z tomiku Ballada z tamtej strony (1932)
DANS UN PAYSAGE
le bruissement des marronniers et plus bas le chant de la mer
les cierges des arbres en fleurs s’éteignent dès le crépuscule
face au soleil dans le bosquet les chemins sont dorés d’une double lumière
du bruissement et du soir les retraites sont moins claires
bercées d’herbes exubérantes qui ondulent
filles sveltes sur des cheveux
à la croisée des chemins, la colline
une chapelle aux fraîcheurs de coraux
dans la pénombre un ange, une croix qu’on devine
abandonnés par les pécheurs, des ex-voto
le temps bien longtemps oublié et dans une amphore en morceaux
fleurir la mort moisie des coquelicots
la mer fait trembler les grand marronniers
et les chevaux de leurs sabots troublent l’or qui recouvre l’eau
l’une a levé la main parmi les cavalières
son bras fait signe ainsi qu’une rame dans l’air
car près de la chapelle un poulain égaré reste loin de l’escorte
il scrute l’intérieur et de sa lèvre douce il a touché la porte
puis, enfantin, hennit sur note aigué. Pourquoi? nul de le sait
Przekład na francuski Anne-Marie de Backer
JABŁKO ŻYCIA
niejeden rok uchodzi od dłoni które piszą
aby odgonić wizyj puszysty zwarty natłok
oddając oczy nocom a serce swe narcyzom
uchodzę i ja także ucieczka nie jest łatwa
zakwitną kiedyś dymy na czasu złych otchłaniach
spokojnie wejdę starzec w odwiecznych ognisk światło
bom żył dwojaką siłą czekania i kochania
i nie ucieknę dłonią żywot ujmę jak jabłko
Z tomiku Nuta człowiecza (1933)
THE APPLE OF LIFE
years slip through hands that write
to chase away the thick thronging of furry visions
giving away the eyes to darkness and the heart to a narcissus
and I too run though fleeing is not easy
smoke will one day blossom over the evil ravines of time
an old man I shall enter peacefully the light of timeless fires
for I have lived with double strength of love and waiting
and I shall not escape but clasp life like an apple
Przekład na angielski Andrzej Bursa & Bogdan Czaykowski
P.S.
Miron Białoszewski
OBRÓT RZECZY
A one krążą
i krążą
Przebijają nas mgławicami
Spróbuj schwycić
ciało niebieskie
któreś z tych
zwanych „pod ręką” …
A czyj język
najadł się całym smakiem
Mlecznej Kropli przedmiotu?
A kto wymyślił,
że gwiazdy głupsze
krążą dokoła mądrzejszych?
A kto wymyślił
gwiazdy głupsze?
OF THE REVOLUTION OF THINGS
And they go round
and round
Piercing us in nebulae.
Try and catch
a heavenly body
one of those
called ‘close at hand’...
And whose tongue
has savored to the full
the Milky Drop of an object?
And whose idea was it
that dimmer stars
go round the bright ones?
And who thought up
the dimmer stars?
Przekład Andrzej Bursa & Bogdan Czaykowski
P.S. 2 I jeszcze przywołany powyżej cytat z „Traktatu poetyckiego” Czesława Miłosza w tłumaczeniu autora i Roberta Hassa:
Czechowicz, the bucolic, was quite different.
Thatched huts, a patch of cumin and carrots,
A clear, lustrous morning by the river,
Which carries the echo of a Kuyavian dance
Sung by women washing linen in a stream.
He loved everything small. He made the idyll
Of a land with no politics and no defenses.
Be good to him, you birds and trees. Guard him.
From ravaging time protect his grave in Lublin.
Józef Czechowicz (15 marca 1903 – 9 września 1939) – poeta, dramatopisarz, nauczyciel, redaktor, tłumacz (Brok, Lermontov, Jesienin, Whitman). Urodził się, wychował i zmarł w Lublinie. Pochodził z ubogiej, wielodzietnej rodziny, której sytuacja jeszcze się pogorszyła po wczesnej utracie ojca. Uczył się dzięki pomocy starszego brata, który też wcześnie zmarł, na gruźlicę. Przerwał naukę w Seminarium Nauczycielskim, by zaciągnąć się do wojska w 1920 r. i uczestniczyć w wojnie polsko-bolszewickiej. Po wojnie pracował jako nauczyciel na wsi i w małych miasteczkach na wileńszczyźnie, a po studiach w warszawskim Instytucie Pedagogiki Specjalnej już w Lublinie. Zadebiutował jako literat w 1923 r. w czasopiśmie „Reflektor”. Pierwszy tomik poetycki, z futurystycznym oddechem, wydał w wieku lat 24. Stypendium zdobyte po udanym drugim tomiku pozwoliło mu wyjechać na parę miesięcy do Paryża. Jego poezja, nastrojowa, bogata w obrazy i subtelna w tonie, wyróżniała się ciekawym połączeniem tradycyjnej liryki z elementami folkloru i awangardową techniką, a elegie przeplatały się z nutą katastroficzną. W 1933 wyjechał do Warszawy, gdzie pracował w Związku Nauczycielstwa Polskiego, w dziale literackim Polskiego Radia i jako redaktor młodzieżowego pisma „Płomyk” oraz „Miesięcznika Literatury i Sztuki”. Był czynnym uczestnikiem w życiu kulturalnym stolicy, skupiając wokół siebie wielu młodych poetów, szczególnie przybyszy z prowincji. Stracił pracę w ZNP w 1937 r., prawdopodobnie w związku z wątkami odczytanymi w jednym z wierszy jako homoerotyczne, więc zakazane. Po powrocie do Lublina wydawał kwartalnik „Pióro”. Zginął tragicznie w pierwszych dniach wojny, pod gruzami, podczas bombardowania Lublina 9 września.
Autor dramatu Czasu jutrzennego (1939), opowiadań dla dzieci oraz tomików poetyckich: Kamień (1927), Dzień jak co dzień (1930), Ballada z tamtej strony (1932), W błyskawicy (1934), Nic więcej (1936), Nuta człowiecza (1939).
Józef Czechowicz, Wiersze wybrane, pod redakcją Tadeusza Różewicza (PIW, Warszawa 1979).
Miron Białoszewski, Utwory zebrane: Tom 1 Obroty rzeczy (PIW, Warszawa 2016).
Miron Białoszewski, translated by Andrzej Busza and Bogdan Czaykowski, The Revolution of Things (Charioteer Press, Washington 1974).
Modern Poetry in Translation, No. 23-24, Spring 1975. Special issue: Poland, compiled by Bogdan Czaykowski.
Constantin Jelenski, Anthologie de la poésie polonaise (Édition L’Age D’Homme, Paris 1981).
Karl Dedecius, wybór i tłumaczenie, Sto wierszy polskich (WL, Kraków 1982).
Comments