top of page
Writer's pictureGrażyna Drabik

Lempicka, sztuka autokreacji

Updated: Jul 10


Tamara de Lempicka z portretem męża, ca. 1930. Zdj. Therese Bonney.

Eden Espinosa (Tamara de Lempicka) w musicalu Lempicka. Zdj. Matthew Murphy i Evan Zimmerman


Obiegła prasę parę dni temu wiadomość, że przedwcześnie zamyka się musical Lempicka. Długo oczekiwany miał królować na Broadwayu co najmniej do końca września. Nie zyskał pozytywnego odbioru u krytyków ani wśród szerszej publiczności. Koszty inscenizacji na Broadwayu są astronomiczne; w tym wypadku wyłożono kapitał rzędu $19 milionów. Każdy tydzień przy niewystarczającej frekwencji  – sala Longacre Theatre bywa przeciętnie wypełniona niewiele ponad połowę – straszy inwestorów katastroficznymi stratami.

 

Postać Tamary Łempickiej jest nadzwyczaj kolorowa. Jej biografia skomplikowana i pełna zygzaków. Obrazy, po długim okresie pół-zapomnienia, gdy cieszyły się tylko niszowym zainteresowniem, w ostatnich latach uzyskały nowy rozgłos oraz zaskakujący sukces komercjalny osiągając milionowe ceny na aukcjach. Do tego nic tu nie jest jednoznaczne, umocowane w bezprzecznych faktach. Nawet imię artystki, miejsce i data urodzenia są płynne. Podstawowe informacje o wykształceniu, rodzinie, małżeństwie, rozwodzie itd. były przez samą artystkę przedstawiane różnorodnie, zależnie od okoliczności, podkolorowywane i zacierane. Wszystko to pobudza wyobraźnię i otwiera możliwości interpretacyjne.

 

Urodziła się 16 maja – prawdopodobnie w 1895 r., lecz twierdziła, że w 1898. Prawdopodobnie w Moskwie, lecz wolała mówić, że w Warszawie.  Rodzice wybrali dla niej imię Maria lub Rozalia. Być może na drugie miała Tamara. Być może sama to imię sobie nadała. Miała starszego brata, Stanisława Stańczyka, po którym ślad zaginął w 1919 r. (Zachwyca mnie wybór dla pierworodnego syna imienia, w którym słychać echo śmiechu nadwornego błazna,  „Stańczyka” królów: Jana Olbrachta, Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta.)  Jej młodsza siostra, Adriana, okaże się później równie silną indywidualnością jak Tamara. Ojciec, Borys Mojsijewicz Gurwicz-Górski, rosyjski Żyd, kupiec, zniknął z horyzontu wkrótce po urodzeniu trzeciego dziecka; oficjalnie z powodu rozwodu, lecz raczej było to samobójstwo. W każdym razie matka, Malwina, ze starej, solidnie zasymilowanej rodziny Deklerów, kupców i bankierów warszawskich, zakazała o nim mówić. Kiedy matka wyszła drugi raz za mąż, wiążąc się ze sporo starszym Benno Wilhelmem Hurwitzem, Tamara niewiele miała wspólnego z ojczymem. Wychowywała ją babcia Klementyna Deklerowa, z którą podróżowała po południowej Europie. Potem zamieszkała u wuja i ciotki w Petersburgu, u bogatej rodziny Stifferów, z dostępem do najlepszych salonów i dóbr stolicy.

 

Na jednym z balów smarkatą jeszcze Tamarę zachwycił przystojny prawnik z wykształcenia i bon vivant z obyczaju, Tadeusz Łempicki. Podobno postanowiła, że to właśnie on będzie jej mężem, i trzy lata później rzeczywiście Tadeusz poprowadził ją  –wyposażoną w dobry posag przez szczodrego wuja – do ołtarza, wbrew protestom swojego arystokratycznego ojca. Szła w pięknie białej sukni, suto fałdowanej. W tym samym roku, w 1916, urodziła się córeczka Marie Kristine, zwana Kizette. Ledwie dwa lata później młoda rodzina musiała uciekać z Petersburga, według jednej wersji Tamary -  po kryjomu przez Finlandię; według innej jej opowieści - po brutalnych negocjacjach z bolszewickimi komisarzami; według jeszcze innej– dzięki interwencji szwedzkiego konsula. Przez Kopenhagę i Londyn Łempiccy dotarli do Paryża.

 

Paryż, buzujący nową energią po Wielkiej Wojnie, a szczególnie światek artystycznej bohemy, gdzie krzyżowały się ścieżki międzynarodowych elit i elitek, okazał się magicznym miejscem oferującym Tamarze szansę na nową auto-kreację. Wreszcie znalazła konkretną formę na spełnienie swojego najwcześniejszego pragnienia, by być „kimś innym” niż jej społeczny status wyznaczał. Trochę warsztatu zdobyła w studio André Lohte, artysty ostrożnego w wyborach, kubisty, lecz z szacunkiem dla klasycznego poczucia porządku oraz z wyczuciem komercjalnych potrzeb. Lecz w dużej mierze była samoukiem. Żywiąc się ambicją i uporem, dzięki wytrwałej pracy, a także po trochu dzięki wsparciu Adriany, która studiowała w elitarnej École Spécial D’Archicture i jako jedna z nielicznych kobiet zdobyła dyplom w bardzo wtedy jeszcze „męskim” zawodzie architekta, oraz dzięki bezbrzeżnej cierpliwości córeczki, swojej pierwszej modelki – stała się artystką.

 

Rok 1925 okazał się przełomowym: zdobyła pierwsze zamówienia na portrety, wykonywane sprawnie i „czysto”, jak lubiła podkreślać, z wiarą w siłę barw „świetlistych i lśniących”. Śledziła nowości w ilustrowanych magazynach mody. Zaczęła brać udział w lokalnych „salonach sztuki”. Miała pierwszy pokaz indywidualny zorganizowany przez  hrabiego Emmanuele Castelbarco w jego galerii Bottego di Poesia, w Milanie. Z „Tamara Łempitzky” przemieniła się w „de Łempitzky”. W końcu wybrała prostszą formę: „de Lempicka”.


Dziewczynka z misiem (Kizette), 1922.

Pierwsza komunia Kizette. Bązowy medal, Exposition Internationale, Poznań, 1928.


W przeciągu paru lat Lempicka, imię-marka, stała się znana, choć ceniona bardziej przez zamawiających portrety niż przez innych artystów i krytyków. Lista portretowanych, w tym płodnym okresie twórczości na przełomie lat 1920/30 jest imponująca, ze szczególnym przemieszaniem „dobrze urodzonych” i pół-światka: markiz Sommi Picenardi (i jego żona-amazonka); kniaź Eristoff; księżna Romana de La Salle; Wielki Książe Gavriil Kostantinovic; naukowiec i lekarz Dr. Boucard (a także jego żona i córka); Pierre de Montaut (sportowiec-żeglarz, mąż Adriany); hiszpański król Alfonso XIII; królowa Elżbieta z Grecji; bliski przyjaciel sycylijczyk Gino Puglisi; kabaretowa śpiewaczka Marjorie Ferry; właścicielka nocnego klubu Suzy Solidor, nieoficjalna patronka gejów, queer i lezbijek; prostytutka Rafaela; modelka Ira Perrot (podobno jedna z ukochanych Tamary); tancerka flamenco Nana de Herrera (kochanka barona Kuffnera)…


Łempicka w studio. Fotograficzny collage przygotowany przez Karela Frydryška  z okazji

wystawy „Tamara Łempicka” w Muzeum Narodowym w Krakowie, 2022.


Przemieniło się także, radykalnie, życie osobiste Tamary. Tadeusz wyjechał do Polski. Po odejściu męża Kizette została wysłana do Anglii, do szkoły z internatem. Tamara rozpoczęła romans z baronem Raoulem Kuffnerem, człowiekiem swobodnych obyczajów i wielkiej fortuny (odziedziczył posiadłości na Węgrzech i innych kresach dawnego imperium Habsburgów, zgromadzone przez swych kupieckich przodków, którzy specjalizowali się w dostarczaniu wołowiny i piwa na cesarski dwór w Wiedniu). Po śmierci żony barona, romans zakończył się ślubem – w 1934 r., w Zurychu. Tamara de Lempicka Kuffner stała się zamożną „baronową z pędzlem”.

 

Potem raz jeszcze Historia przewróciła świat do góry nogami. Zimą 1938 r. państwo Kuffnerowie wyjechali do Stanów: w 1941 zamieszkali w Beverly Hills, Los Angeles, w dawnej willi reżysera Kinga Vidora; w 1943 przy Piątej Avenue w Nowym Jorku; potem w posiadłości w Connecticut. Nie potrafiła odnaleźć iskry twórczej w nowym kontekście. Moda na Art Deco przepłyneła. Jej próby eksperymentowania z surrealizmem i „ekspresywną abstrakcją” były ewidentnie nieudane. A może po prostu osiadła w wygodach. Nic przecież już nie musiała.

 

Kiedy baron nagle zmarł w 1961 r., na zawał serca gdzieś na otwartym morzu, w czasie podróży na krążowniku „Liberté”, Tamara najpierw ruszyła w luksusowy rejs naokoło świata, a potem osiadła w Teksasie, gdzie od 1952 r. mieszkała Kizette z mężem-geologiem zatrudnionym w Dow Chemical. Nie była tam rozpoznana jako malarka. Odgrywała rolę ekscentrycznej i tajemniczej „europejskiej damy” dodając koloru niewielkiemu rozmiarem kółku „międzynarodowej elity” w Houston.

 

Po którejś z rzędu dramatycznej konfrontacji matki z córką, w Houston zrobiło się za ciasno i Tamara przeniosła się w 1974 r. do Cuernavaca, nieopodal miasta Meksyk. Willę „Tres Bambus” na prywatnej, strzeżonej ulicy otaczał ogród. Oddzielne pomieszczenia dla służby pozwalały zatrudniać szofera, kucharza, panią do sprzątania, ogrodnika. Z tarasu rozpościerał się widok na aktywny a malowniczy wulkan Popocatépetl. Próbowała trochę malować, a raczej wspominać dawne malowanie. Robiła kopie wcześniej ukończonych obrazów lub ich nowe wersje. Przyjmowała gości. Udzielała audiencji prawnuczkom-małolatkom, Marizie i Kristine, gdy przybyły z wizytą z Buenos Aires.

 

Zmarła we śnie, 18 marca 1980 r, w jasnym pokoju wymalowanym na ulubiony liliowy kolor. Na sztalugach czekał cierpliwie Św. Antoni z Padwy (wersja III). Pozostawiła polecenie Kizette i Victorovi Manuelowi Contreras, młodemu meksykańskiemu artyście, który towarzyszył jej w ostatnich latach, by rozsypano jej prochy nad wulkanem.

 

  Rozpisałam się o życiu Tamary Łempickiej, by podkreślić ile tu ciekawego materiału, który można w przeróżny sposób ułożyć i naświetlić. Aż się prosi o twórcze fantazjowanie, tak jak sama Tamara to robiła. Zresztą zdarzyło się już parę takich doku-fikcyjnych rzeczy: Kizette de Lempicka Foxhall odważyła się napisać i wystawić dramat Portrait of Tatiana (1955). John Krizanc w sztuce Tamara (1981) spekulował o spotkaniu Tamary ze słynnym włoskim poetą Gabrielem d’Annunzio w 1925, w willi na brzegu Jeziora Garda, we Włoszech. Tamara chciała otrzymać od niego zamówienie na portret. D’Annunzio, być może, miał ochotę na romans. Z kolei Ellis Avery w powieści The Last Nude  (2011) oddała głos Rafaeli, Włoszce z Sycylii, która wielokrotnie pozowała Lempickiej do aktów, i o której plotkowano, że zdobyła serce malarki.

 

Czemuż więc nie udało się z musicalem? Zebrano tu utalentowany zespół wykonawców: Eden Espinosa, Amber Iman i Andrew Samonsky zaprezentowali świetne głosy i atrakcyjnie odegrali trójkąt pożądań i tęsknot. Marinetti w wykonaniu dynamicznego George’a Abuda  śpiewał i tańczył z taką pasją, że wydawał się zdolny nie tylko do futurystycznych deklaracji, lecz i do autentycznej przeróbki rzeczywistości. Wcześniejsze przedstawienia Rachel Chavkin, szczególnie Natasha, Pierre & the Great Comet of 1812, genialnie przygotowana razem z zespołem Ars Nova muzyczna adaptacja fragmenów powieści Tołstoja, Wojna i pokój, oraz porywający musical Hadestown, wydawały się gwarantować, że reżyserka potrafi sobie ze wszystkim poradzić.

 

Lempicka: Nowa Kobieta. Wolny Duch. Piękność z ręką pewnie wspartą na kierownicy auta i z stopą na gazie… Ma być niebezpiecznie, zaskakująco i ciekawie. A tu wieczór się nuży. Piosenki zlewają w ogólną papkę. Układy taneczne powtarzają sztampowe sekwencje wirowania wokół własnej osi oraz biegania w górę-w dół, tyle że po coraz to innych schodach. I skąd te pasje do gorsetów, celowo widocznych, na gołym torsie, brzydko burych, jednakowych dla mężczyzn i kobiet?

 

Najpoważniejszy jednak problem to brak jasności celu, ku czemu rzecz cała zmierza. Jeśli to ma być o dzielnej artystce, która walczy o uznanie dla swej odmiennej twórczości i o przynależne jej miejsce, to za mało w musicalu jest o szczególności jej artystycznej wizji. W ogóle mało o sztuce, a wiele o klejnotach i seksie.

 

Jeśli zaś ma być o odwadze łamania społecznych taboo, o „życiu na marginesie, poza obowiązującymi regułami”, jak sama bohaterka lubiła to obwieszczać, to za dużo tu fascynacji wyrafinowaną modą, wspinaczką po szczeblach do wyższych sfer i skargą, gdy zabraknie atutów przy następnym rozdaniu kart. Przy tym fabuła musicalu, zbudowana wokół związku Tamary najpierw z Tadeuszem, a potem z baronem, podkreśla, że ta Nowa i Wolna Kobieta wstęp na salony szukała zdumiewająco starą metodą: zdobyciem na męża upatrzonego mężczyzny.

 

Jeśli jeszcze do tego chcemy dodać malowniczą opowiastkę o tym, jak to wichry historii plączą los indywidualnego człowieka, to rzecz wymaga takich uogólnień i uproszczeń, oraz takich przekrętów co do osobistych i historycznych faktów, że żadne pieśni czy piosenki nie zamydlą wystarczająco oczu, by ich nie zauważać.

 

Październikowa Rewolucja wchodzi na scenę w rytm zgrabnie wymachiwanych czerwonych flag i mami nienagannie elganckim mundurem sowieckich komisarzy, dumnie nieprzekupnych za klejnoty, które Tamara im oferuje, by wykupić męża z aresztu: „Cóż to” – odmawiają z pogardą przyjęcia szlachetnych kamieni – „błyskotki niewiele warte. Kolorowe kamyczki…”

 

Z kolei zamiast grozy niemieckiego nazizmu mamy skoczne tańce Marinettiego, który ni stąd ni zowąd zjawia się w Paryżu na czele młodzieżowego peletonu faszystów (Włochów?, bo musiał przyjechać z Rzymu czy Milanu, gdzie mieszkał i działał), który ich przywiódł, by zdemolować „dekadencki klub nocny” prowadzony przez Suzy Solidor. Suzy rozdziera szaty w proteście przed tym barbarzyńskim najazdem. W rzeczywistości jej gejowski „La Vie Parisienne” odznaczył się w czasie okupacji niemieckiej jako oaza dla żołnierzy, tak mile u niej widzianych, że po wojnie Solidor otrzymała wyrok za współpracę z Niemcami.

 

Wydaje mi się, że chciano tutaj za dużo i za mało zarazem, żeby był grzech i cnota. Frajda seksu i jego niebezpieczeństwo. Koktajl z narkotyków, lecz razem z szampanem. Tradycyjne małżeństwo i wzruszenie lezbijskim romansem. Dramat prawdziwej historii i lekkość fantastycznej błazenady.

 

Twórcy mogliby się wiele nauczyć od swojej bohaterki. Tamara Łempicka dobrze wiedziała, że auto-kreacja wymaga odwagi i bezwględności. Jest sztuką tańca siedmiu welonów, grą niedopowiedzeń i enigmy. Kusi pokazem, jak w jej najlepszych portretach, „barw świetlistych i lśniących”. W Lempicka Carson Kreitzer i Matt Gould karmią nas ciastkiem kawałek po kawałeczku, a jednocześnie nawołują, by podziwiać jak ładnie wygląda, gdy wcale nietknięte.


Eden Espinosa (Lempicka) & Andrew Samonsky (Tadeusz Lempicki)

Natalie Joy Jonson (Suzy Solidor) & zespół


George Abud (Marinetti) i zespół. Zdjęcia Matthew Murphy i Evan Zimmerman


 

Lempicka, słowa piosenek i pomysł Carson Kreitzer, muzyka: Matt Gould. Reżyseria: Rachel Chavkin; scenografia: Ricardo Hernández; kostiumy: Paloma Young; oświetlenie: Bradley King; inżynieria dźwięku: Peter Hylenski i Justin Stasiw; projekcje video: Peter Nigrini; aranżacja oraz kierownictwo muzyczne: Remy Kurs; choreografia: Raja Feather Kelly.  Z udziałem: George Abud (Marinetti), Eden Espinosa (Tamara de Lempicka), Zoe Glick (Kizette), Amber Imam (Rafaela), Natalie Joy Johnson (Suzy Solidor), Beth Leavel (The Baroness), Andrew Samonsky (Tadeusz Lempicki), Nathaniel Stampley (The Baron) et al. Inscenizacja we współpracy z Williamstown Theatre Festival i LaJolla Playhouse, premiera w Nowym Jorku 14 kwietnia, przedstawienia do 19 maja, w Longacre Theatre, 220 W. 48 St., przy Times Square.

210 views0 comments

Recent Posts

See All

Comments


bottom of page