top of page
Writer's pictureMałgorzata Balasińska

Z Gór Święto-krzyskich

Updated: Aug 6, 2023


Ksiądz Jan Mikos



Krajobraz naszych najstarszych gór jest przyjazny. Piękne stare klasztory na Świętym Krzyżu, w Świętej Katarzynie i w Jędrzejowie, dwunastowieczny oo cystersów w Wąchocku, to tylko część tego serca Polski, gdzie każdy zakątek ma swą historię.

Piszę tę kartkę z niezwykłego miejsca: opodal prastarych pieców hutniczych Nowej Słupii, u podnóża Szczytniaka w paśmie jeleńskim, niedaleko słynnego gołoborza, ksiądz Jan Mikos stworzył Schronisko im. Świętego Brata Alberta dla starych wiejskich ludzi, by po ciężkim, pracowitym życiu, mogli znaleźć opiekę. Najpierw schronisko mieściło się w dawnych drewnianych domkach, a potem ksiądz wyrzeźbił nowe siedlisko, murowane i z wszelkimi wygodami, położone w parku.

Piszę z emfazą, że wyrzeźbił, bo ksiądz Jan jest z drugiego powołania rzeźbiarzem. Rzeźbi w drzewie, stworzył liczne postacie Matki Boskiej, Chrystusa i świętych, a szczególnie ważnym jego dziełem jest Droga Krzyżowa. Niektóre z jego prac o tematyce religijnej lub patriotycznej zdobią ściany Nowego Domu oraz dwie kaplice schroniska. Liczne rzeźby zostały sprzedane, umożliwiając pokrycie znacznej części wydatków na rzecz budowy tego specjalnego miejsca. Na murku okalającym schronisko umieszczone są tabliczki upamiętniające darczyńców. W malowniczym parku, wokół stawu, można przysiąść i rozmyślać przy czternastu Stacjach Drogi Krzyżowej dłuta księdza Jana.


Ksiądz Jan myśli o historii swego regionu. Zebrał już sporo przedmiotów, które przyświadczają tej historii, jak zapomniane już narzędzia rolnicze ze świętokrzyskich okolic. Niektóre z nich można obejrzeć eksponowane na ścianach starych drewnianych domów schroniska i nowego murowanego. Ksiądz pracuje w atelier rzeźbiarskim, które samo w sobie jest zabytkiem. Mówi także o niedocenianej roli kobiet z wiosek świętokrzyskich, dzięki którym bohaterscy partyzanci mogli przeżyć lata okupacji niemieckiej podczas II wojny światowej. Chciałby w jednym ze starych domków, w którym bywał partyzant „Ponury”, otworzyć niewielkie muzeum poświęcone ludziom i zdarzeniom tamtych trudnych lat wojennych. Kilka innych domków można latem wynająć, by wyruszyć na szlaki w okoliczne góry, delektując się wypoczynkiem i czystym powietrzem.

94 letni ksiądz Jan Mikos z ogromną troską myśli o przyszłości stworzonego przez siebie schroniska. Nadal rzeźbi, ale ręce sztywnieją, i bardzo cierpi nie mogąc pracować tak jak kiedyś. Martwi się o los swoich rzeźb, które mogą, niedocenione, przepaść. Obawia się, że po jego śmierci rzeźby pójdą na śmietnik lub do kominka. Podobny los może spotkać jego warsztat rzeźbiarski, pełen starych narzędzi już nie do zdobycia. Co dalej, jak ocalić jego dorobek?


Znam księdza Jana od wielu lat; był przyjacielem Zdzisława Rachtana „Halnego”, a ja tę przyjaźń podzielałam. Staram się odwiedzać go dość regularnie. Moi przyjaciele, lekarze, także cenią tę postać i za każdym pobytem dbają o przegląd stanu zdrowia. Bardzo więc ucieszyły nas oznaki nowego zainteresowania jego twórczością. Dwa tygodnie temu zawitała w schronisku w Skoszynie młoda ekipa: Witold Stelmaski, Emily Kitabatake, absolwentka ASP w Warszawie, i ich znajoma, by zrobić wywiad z księdzem Janem i sporządzić pełną dokumentację fotograficzną, dźwiękową i filmową. Być może uda się zainteresować jakieś muzeum etnograficzne dorobkiem księdza-rzeźbiarza.



zdj. M. Balasińska




Ksiądz Jan Mikos o Domu Opieki Św. Brata Alberta "Nasze Gospodarstwo"


W pracy społecznej przebywanie wśród ludzi pozostawia niekiedy niezatarte ludzkie, nieludzkie krzyże. Takie obrazy (matka w komórce bez okna, oświetlenia ogrzewania) i inne podobne powodują nieodparte pragnienie udzielenia pomocy tej niesprawiedliwości braku uczuć serca. (…)


Nadszedł i dla mnie czas działania i niesienia realnej pomocy. Z moim przyjacielem lekarzem [doktor Piotrowski z Nowej Słupi], tym „od starych babek”, obmyśliliśmy i przygotowaliśmy plan stworzenia domu - miejsca pomocy samotnym i odrzuconym.


Stan wojenny wstrzymał nasze prace, ale spowodował rozpoczęcie spotkań rolników w „Uniwersytecie latającym”. Na spotkaniach zaczęto coraz więcej mówić o problemach starych, schorowanych i samotnych rolników. Otrzymałem polecenie, aby przygotować wykład na temat jak pomóc mieszkańcom wsi. Rozwiązanie tego problemu wydawało się proste: odpowiedziałem- zapłacić starym ludziom wsi za ich niewolniczą pracę i zapewnić byt na czas ostatni wtedy nie będzie wyludnienia do miast. Pomysł stworzenia dla nich miejsca, gdzie mogliby się czuć u siebie, związani z ziemią i środowiskiem wiejskim nabierał realnych kształtów. Polecono obiekt pod Szczytniakiem.


Informacja o projekcie powołania ośrodka dla samotnych, bezdzietnych, pozostających bez opieki rolników pojawiła się w prasie podziemnej. Nie trzeba było długo czekać na odzew społeczny. Zwalniani z różnych zakładów pracy robotnicy, a nawet studenci chętnie stawili się do pomocy. Budowanie Domu zostało rozpoczęte. Wkrótce jednak zaczęło brakować środków. Jeden z pracowników wpadł na pomysł, aby tą wyjątkową inicjatywą zainteresować „Towarzystwo Pomocy Brata Alberta”.


W 1989 r. pod patronatem Towarzystwa powstało Koło Pomocy w Nowym Skoszynie. We wrześniu schronisko zostało poświęcone, mieszkało tu już 9 bezdomnych rolników. Bez reklamy zainteresowanie Domem było coraz większe, potrzebujących wciąż przybywało. Skromnymi środkami przygotowaliśmy dodatkowe mieszkania. Wyjeżdżamy do młynów, piekarni i sklepów z prośbą o pomoc. Coraz więcej osób okazuje nam serce, a ich nawet najmniejsze ofiary pozwalały na skromne, ale wystarczające życie.

To miejsce ma swój niepowtarzalny urok. Cisza, specyficzny mikroklimat, źródlana woda i życie zgodne z rytmem przyrody mają ogromny wpływ na przebywających tu ludzi. Ja sam mogę być tego najlepszym przykładem. Mijają lata, a ja już od ponad 20 lat nie narzekam na przeziębienia ani grypy. Żyjemy zgodnie z rytmem życia wsi, bo większość mieszkańców to rolnicy. (…)


Pragnąłem by starość była połączeniem pięknem życia czynnego, przyrodą i spokojem niezwykłych widoków. By starość nie oznaczała jedynie smutku, samotności i chorób, każdy może godnie dożyć kresu swych dni.



 

Małgorzata Balasińska, geograf, tłumacz. W latach 1966 -1979 pracowała jako kartograf w Paryżu: w Instytucie Geografii na Sorbonie przy redakcji ,,Atlas de Paris et de la région parisienne’’ oraz w Encyclopaedia Universalis. Jednocześnie była głęboko zaangażowana w ruch niepodległościowy, współpracując z Jerzego Giedroyciem i Gustawem Herlingiem-Grudzińskim, redaktorami Kultury Paryskiej, oraz Instytutem im. Gen. Sikorskiego w Londynie. Od 1979 w Polsce. Jej działalność w NSZZ Solidarność, gdzie odpowiadała za kontakty francuskich związkowców i polityków z opozycją, oraz współpraca z podziemnymi wydawnictwami NOWA i Kultura Niezależna, została uhonorowana m. i. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i medalem ,,Pro Patria’’. Jako tłumacz pracowała przez wiele lat w Ambasadzie Francji w Warszawie. Przetłumaczyła książkę Fabrice’a Friesa, Les grands débats européens – ,,Spór o Europę’’ oraz liczne publikacje specjalistyczne. Jest także autorem kilku opracowań o powstaniu Podziemnego Państwa Polskiego oraz o historii działań partyzantki Armii Krajowej w regionie świętokrzyskim.

289 views0 comments

Recent Posts

See All

Commenti


bottom of page