top of page
Writer's pictureGrażyna Drabik

Jesienne obietnice:

Updated: Jul 10



wszyscy są mile widziani


Koncert Laurie Anderson zaczyna się zwyczajnie, jakbyśmy wcale nie zasiadali w największej sali brooklyńskiej Akademii Muzycznej. Jakby nie było ogromnego ekranu za plecami muzyków, a na nim zmieniające się czarno-białe czary: rozsypane litery w nieustannym locie, sylwetki kosmonautów płynące przez bezkres, misteria matematycznych równań, gra cieni… Drobna sylwetka kobiety przy klawiaturze, z czupryną sterczącą buńczucznie do góry. Uśmiech. Kilka słów powitania. Jakby to był wieczór z przyjaciółmi przy butelce wina. Fortunne spotkanie w przedziale pociągu lub w jednej z tych przytulnych kafejek, gdzie się gada długo i chętnie – o labiryncie życia, pokusach nieznanego, bezwzględności polityki, o wszystkim.


Spotkałam tego faceta

I wyglądał jakby to mógł być

Szatniarz przy lodowisku

Co zresztą tak się okazało

I powiedziałam sobie

O rany, znów trafiłam w sedno


Niech x równa się x

Wiesz, to przecież mógłbyś być ty

Niebo jest niebiesko-niebieskie

Właśnie ukazały się satelity

Niech x równa się x


Laurie Anderson ma nadzwyczajny dar tworzenia atmosfery intymności. Jej piosenki-medytacje wydają się istnieć specjalnie dla ciebie. Nawet kiedy nie rozumiesz wszystkiego, trafiają prosto do serca. Październikowy koncert Let x=x w BAM, na zakończenie tournée po świecie, był misternym połączeniem solowego śpiewu Anderson i wariacji na skrzypki elektroniczne, z ekstatyczną grą jazzowego zespołu Sexmob. Hipnotyczne rytmy perkusisty. Zachwyty trąbki i saksofonu. Kuszący błysk strun.


Piosenki dobrze znane z wcześniejszych nagrań rozbrzmiewały nowym życiem dzięki różnorodnym aranżacjom. Przeplatająca piosenki rozmowa, jaką prowadzi z nami Anderson, pulsowała tonem rebelii wobec dyktatów maszyny. Komputerowa logika rozkłada bogactwo języka na litanie „jedynek” i „zer”, skomplikowane ludzkie niepewności sprowadza do uproszczonych, przewidywalnych i praktycznych wyliczeń. Choć Anderson jest wizjonerską artystką, która od wielu lat używa technologii ze znawstwem, nie ma złudzeń, co do głupoty naiwnej ufności. Jej ostrzeżenie brzmi teraz, wobec zagrożeń powszechnego szpiegostwa i coraz szerszych, nieregulowanych zastosowań AI, celnie i na czasie: Jeśli myślisz, że technologia rozwiąże twoje problemy, nie rozumiesz technologii i nie rozumiesz swoich problemów.


Koncert był także rodzajem hołdu dla dawnych nauczycieli i mistrzów, ukłonem wobec związków przyjaźni. Anderson opowiadała o swoim podziwie dla Philipa Glassa, Johna Cage’a i Jamesa Browna. Przypominała, jak Yoko Ono na pytanie w 2016 r., co sądzi o wynikach wyborów, odpowiedziała jednym krzykiem-protestem trwającym trzy minuty. Przywołała trwałą obecność Lou Reeda w swoim życiu, partnera i współpracownika od spotkania w 1992 r., aż do chwili śmierci Reeda w 2013 r.


Niełatwo jest ogarnąć wszystkie siły i formy jej działania. Laurie Anderson jest przykładem artysty-eksperymentatora, który z łatwością przekracza granice dyscyplin, żywiąc się u różnych źródeł. Jest świetną skrzypaczką i wykonawcą piosenek. Dobrze gra na klawiaturze. Komponuje muzykę. Pisze teksty piosenek i scenariusze multi-medialnych przedstawień. Ma w dorobku szeroką praktykę współpracy z innymi twórcami, m. i. filmowcami Wim Wenders i Jonathan Demme, choreografami Bill T. Jones i Trisha Brown, muzykami kwartetu Kronos. Tworzy skomplikowane wizualne prace, z wykształcenia będąc artystą-plastykiem. Jest zawodowym opowiadaczem historii. Oficjalnym artystą NASA. Praktykuje Tai Chi. Wierzy, że muzyka może oświetlić ci ścieżkę życia. Stara się żyć mądrze. Dba, by przekazać dalej maksymy Lou Reeda:


Nie bój się nikogo.

Bądź wyczulony na wszelkie przejawy głupoty i hipokryzji.

Odżywiaj się zdrowo.

Szanuj sen.

Nie nienawidź siebie.


Laurie Anderson & Sexmob. Zdjęcia James Macari

Plakat międzynarodowego tournee Let x=x (koncerty w 2023)



Rozrachunki nierówności rasowych spowodowały, że zagęściło się w teatrze od nowych sztuk traktujących o problemach dyskryminacji – na poważnie i satyrycznie. Wystawić rzecz na Broadwayu jest przedsięwzięciem komercyjnym, wymagającym ogromnego nakładu kapitału. Trudno mi sobie wyobrazić, jakie rachunki robili producenci przy kalkulacji kosztów wyciągnięcia z lamusa komedii Purlie Victorious, a Non-Confederate Romp Through the Cotton Patch. Czy obliczali, że wyłożony kapitał się zwróci; liczyli na to, że przedstawienie uzyska popularny poklask i przyniesie zyski; gotowi byli ponieść ryzyko finansowych strat, lecz odnieść zwycięstwo w imię - no właśnie, w imię czego?


Ossie Davis, wybitny aktor dawnych czasów i odważny aktywista naradzającego się wtedy ruchu w obronie praw cywilnych, napisał Purlie Victorious, by dać sobie i swojej równie znanej aktorce-żonie, Ruby Dee, szansę na oddech śmiechu i popisy na teatralnej scenie. Urodzony w 1917 r., w Cogdell, Georgia, doświadczył w młodości smaku brutalnego rasizmu głębokiego Południa. Wpisał niektóre upokarzające osobiste doświadczenia w satyryczną, lecz lekkiego ducha powiastkę.


Purlie Victorious (Leslie Odom, Jr.) jest przystojnym, złotoustym i śliskim jak piskorz debiutującym kaznodzieją. Mógłby zrobić karierę jako komiwojażer sprzedający z sukcesem napój wiecznej młodości lub lekarstwo na wszelkie boleści. Tutaj talenty gładkiej gadki stosuje, by odzyskać pieniądze zagrabione przez złego a głupawego Ol’Cap’n Cotchipee (Jay O. Sanders). Stary właściciel plantacji bawełny, pewny swej wyższości i praw, mocną ręką trzyma wszystkich, którzy mieszkają w okolicy i pracują dla niego. Przywłaszczył sobie ich wolność. Przywłaszczył sobie także $500, które pewna biała kobieta pozostawiła w spadku wiernej ciemnoskórej służącej, Ciotce Henriecie, i jej córce, Kuzynce Bee. Purlie ma plan, jak odzyskać zagrabione pieniądze, które nic nie znaczą dla bogatego, a wszystko dla Purliego i poszkodowanej rodziny. W sprytnym planie jak wykpić „Starego”, pomoże mu niewinna i naiwna panienka, Lutiebelle Gussie Mae Jenkins (Kara Young), a także młody Charlie Cotchipee (Noah Robbins), którego dobre serce i sentyment do czarnoskórej niani przemieni w naturalnego sojusznika Purliego.


Zaskakuje pełne rewerencji podejście do tekstu. Otóż reżyser Kenny Leon chlubi się tym, że przedstawia go w dosłownej rekreacji, słowo po słowie. Nic nie zmieniliśmy, podkreśla w wywiadach, żadnych cięć czy „unowocześnień”, bowiem sztuka jest absolutnie aktualna. Obnaża jak niewiele się od tamtych, niby dawnych czasów zmieniło. Naprawdę? Dzisiejsza Ameryka jako Dolina Bawełny, gdzie Konfedera Cotchipee nadal trzyma biczyk w ręku, pomiatając ciemnoskórymi mieszkańcami?


Podkreśla ten dysonans także zdumiewający styl gry narzucony przez reżysera utalentowanemu zespołowi. Jest to styl szerokiego gestu i mocnego nagłośnienia. Rozmowa szybko przechodzi w krzyk. W gestach i zachowaniu dominuje karykaturalna przesada. Dwie rzeczy wymykają się tej burleskowej ciężkości: udana scenografia Derka McLane’a, stwarzająca prawie przezroczystą oprawę, pomimo natłoku przedmiotów. Oraz wdzięk i śliczny uśmiech Kary Young, która jaśnieje na scenie otoczona aureolą wyjątkowości.


Kara Young (Lutiebelle Gussie Mae Jenkins)

Heather Alicia Simms (Missy Judson) i Billy Eugene Jones (Gitlow Judson)

Jay O. Sanders (Ol’ Cap’n Cotchipee), Billy Eugene Jones, Kara Young, and Leslie Odom, Jr. (Purlie Victorious). Zdjęcia Marc J. Franklin



Na przeciwległym biegunie broadwayowskiej skali próbuje swoich skrzydeł nowa komedia Jocelyn Bioh, Jaja’s African Hair Braiding. Może pochlubić się bezpretensjonalnością i nutą sympatii dla wszystkich przedstawianych postaci.


Rzecz dzieje się tutaj i teraz. Zamyka w prostych ramach: zakład fryzjerski przy 125 Ulicy, w środku Harlemu (świetna scenografia i kostiumy Davida Zimma i Dede Ayite). Trzy kobiety z różnych stron świata, Animata, Bea i Ndidi, mistrzynie splatania warkoczy i warkoczyków, muszą zadbać o siebie i przewijający się korowód klientek: ta niegrzeczna i z pretensjami; tamta przeciwnie, zbyt nieśmiała; jeszcze inna sama nie wie, czego chce. Miriam, młoda menadżer, próbuje zachować spokojny kurs między wirami tych interakcji, zderzeń ambicji i nieporozumień. Marie, córka właścicielki, ledwie nastolatka, a może być dumna z siebie: pracuje, lecz ma także świetne wyniki w nauce, dostała się na wymarzone studia. I już musi się uczyć, jak radzić sobie z goryczą rozczarowań i ograniczeń. Jeszcze Jaja, dzielna Jaja, która ciężką pracą stworzyła to kruche księstwo względnej niezależności. Nieobecna dzisiaj w zakładzie, bo pochłonięta przygotowaniami do ślubu, który ma jej zagwarantować legalny status i pewniejszy grunt pod nogami. Ech.


W ramach jednego dnia, od 9-tej do zmroku, mamy bogatą opowieść o konkretnych ludziach, ich losach i współzależnościach. Dzięki mistrzowskiej grze Nanah Mensah (piękna i cierpliwa Animata), Zenzi Williams (gniewna, lecz lojalna Bea) i Maechi Aharanwa (ekstrawagancko żywiołowa Ndidi) nie tylko przyglądamy się z zainteresowaniem rozwojowi wydarzeń. Angażujemy się w rozmowy i losy. Cieszymy z małych zwycięstw. Poddajemy wzruszeniu wobec zagrożeń. A kiedy przychodzi moment, gdy Miriam (Brittany Adebumola) i Marie (Dominique Thorne) spuszczają żaluzje na okno i zamykają drzwi zakładu, żal nam rozstawać się z dopiero co spotkanymi, a już niespodziewanie bliskimi osobami. Skromny zakład fryzjerski stał się witryną bardzo ludzkich małych próżności i wielkich marzeń, przypowieścią o niezależnych indywidualnych wyborach i nieuchronnych społecznych uzależnieniach.


Rachel Christopher (Jennifer) & Zenzi Williams (Bea)

Nana Mensah (Aminata), Lakisha May (Vanessa, in chair), Maechi Aharanwa (Ndidi) & Kalyne Cleman (Michelle)

Dominique Thorne (Marie) & Somi Kakoma (Jaja). Zdjęcia Matthew Murphy



Z kolei w maleńkim off-broadwayowskim Greenwich House, duży ruch. Zbiera się wielokolorowa publika, bardziej pasująca do nocnego klubu, baru w Greenwich Village czy halloweenowej parady, niż zwykłego teatru. Jeszcze zanim rozpocznie się koncerto-taneczne przedstawienie pod dziwnym tytułem (pray) rozlega się głośny, rytmiczny śpiew. Witają plakaty, przygotowane z humorem, które mają nas odpowiednio nastawić na odbiór tego musicalu-rytuału. Bo tytuł przedstawienia ma znaczenie podwójne: „modlitwa”, lecz także przynaglenie: „pomódl się”.


Hasła na plakatach zachęcają dużymi literami: WKROCZ DO SALI DOBRZE PRZYGOTOWANY – BĄDŹ OTWARTY NA PRAWDY DUCHOWE – WSZYSCY SĄ MILE WIDZIANI!


Lista zaleceń wyszczególnia dziewięć „tak”:

1. Bądź obecny, otwarty i ciekawy.

2. Przygotuj datek finansowy lub jakiś inny. Uzdrowienie kosztuje.

3. Możesz sobie śpiewać; nuć pod nosem lub dołącz pełnym głosem do próśb i słów chwały.

4. Możesz się śmiać! To ma być także zabawa.

5. Pomyśl sobie w jaki sposób ty się modlisz (pomódl się) i do kogo.

6. Zaufaj w moc ciemnoskórych femmes.

7. Uwierz w szansę przemiany.

8. Pomyśl, co ty uważasz za święte.

9. Wyłącz telefon.


Przyznam, że „wkraczałam” do sali mocno najeżona, mimo tych wszystkich pozytywnych zaleceń. Im głośniej rozbrzmiewał śpiew i rytm bosych stóp walących w podłogę, tym bardziej się stroszyłam, czekając kiedy i z której strony walną we mnie: wyrzutem, że „biała”, a pcha się do „świętej przestrzeni”. Nauczką, jak należy odpokutować winy „białego”. Nakazem, by ulitować się gromnie nad następną ofiarą przemocy. Przewrotną zmianą tonu, gdy wezwania do duchowych przeżyć podważy nagły skręt w ironiczne prześmiewisko.


Nic takiego się nie zdarzyło. Chór złożony z około dwudziestu osób: młodych i starszych kobiet i femmes, zgrzebny, różny w kształtach i urodzie, trwał wytrwale tylko w jednym: potężnym śpiewie. Otaczał nas swoją potęgą, zacierał granice między „performer” a „celebrant”, między „widz” a „uczestnik”. Śpiewaków połączył wspólny rytm oddechu, głosu i ruchu. Ich zgodne śpiewy-modły i taniec wyznaczały krąg misterium. Wyłonił się wątek przewodni: oto młoda dziewczyna poszukuje oczyszczenia. Gniewna, z poczuciem osaczenia z różnych stron, miota się w niepewnościach. Intuicja podpowiada, że warto, chóralny śpiew podtrzymuje w decyzji. Słowa łączą biblijne wezwania do miłości, z pochwałą sił natury, kwestionowaniem zastałych prawd, szukaniem ścieżki wyjścia z zaciekłości i gniewu. Dziewczyna wchodzi do gaju drzew i kwiatów w kącie świątyni. Oczyszczający rytuał ma się spełnić z dala od naszych oczy, sam na sam z sobą i duchem przodków, być może z łaską spotkania z duchem boskim.


Potężne wołania i tęsknoty muzyki gospel przepełniły salę. Nikt nic nie wyśmiewał ani nakazywał. Czuło się narastającą wzajemną życzliwość. Wszyscy tu byli „mili widziani.” Jakby uwierzyli, że muzyka może naprawdę dodać nam sił i nadziei. Jakby w świecie, który jątrzy, zapatrzony w krzywdy i siłę zła, nichHi douglas ze swoją dedykowaną grupą śpiewaków i tancerzy z National Black Theatre, rozwinął w ciemnościach smugę światła. Zbudował oazę piękna, apelując do nuty dobra w naszych sercach.


Aigner Mizzelle

D. Woods i zespół. Zdjęcia Ben Arons



I jeszcze słowo o dwóch innych przedstawieniach: jedno słowo ostrzegawcze, drugie, zachęcające do uwagi. Klęską Gutenberg! The Musical! jest, że wiele obiecuje, a bardzo mało z tych obietnic spełnia. Przesada zaczyna się od tytułu, z podwójnym wykrzyknikiem, i ten samo-zachwyt podsumowuje całość.


Dwóch przyjaciół i aspirantów do sławy, Bud (Josh Gad) i Doug (Andrew Rannells), chwali się, że mają świetny pomysł na musical, gdzie zaprezentują radykalną rewizję historii o wynalazcy druku (tak, Johannes Gutenberg z XV wieku), ze świetną muzyką i w rewelacyjnej obsadzie. Na razie wszystkie role sami będą odgrywać, póki nie znajdą inwestorów, którzy sfinansują pełnokrwistą inscenizację. „Wszystkie role” sprowadzają się do Pijak nr. 1, Pijak nr. 2, Zły Zakonnik itd. Muzyka, do monotonnych pobrzękiwań. Całość, do chudej anegdoty, która może dobrze się sprawdziła w komedianckim klubie Upright Citizen Brigade, gdzie narodziła się 10 lat temu, ale ledwo zipie na scenie teatru. Cóż, jeśli masz ochotę oglądać dwóch aktorów w średnim wieku, którzy kiedyś dobrze nas zabawiali w Księdze Mormonów, a teraz wdzięczą się do widzów odgrywając zachwyconych sobą młodzieniaszków, proszę bardzo, można trochę pochichotać, bez zbytniego uszczerbku. Poza tym, hadko gadać.


Muzycy na scenie oraz Andrew Rannells (Doug) i Josh Gad (Bud)

Rannells & Gad, oraz czapeczkowe rekwizyty. Zjdęcia Matt Murphy



Jeśli znasz twórczość Melissy Etheridge, spotkanie z nią w My Window będzie atrakcyjne, bo wyśmienita piosenkarka dzieli się tu rozbrajająco szczerze, otwarcie i z humorem opowieściami z dzieciństwa i młodości w Kansas, zachwytem odkryć seksualnych, trudem wykuwania muzycznej kariery, skomplikowanym doświadczeniem matki. Jeśli nie znasz głębokiego tonu jej głosu, rozkołysanych rytmów i szerokiego wachlarza tematów jakie podejmuje, to jest to wyjątkowa okazja, by poznać i docenić jej mocny rock&roll, z akcentami country. Niezależną drogę zdeklarowanej feministki. Bogaty, pełen uczuć i przemyśleń dorobek.


Od popularnej piosenki „Like the Way I Do”, którą otwiera autobiograficzny koncert, do lirycznego akcentu „Come to My Window”, którym zamyka całość, Etheridge buduje i utrzymuje autentyczną więź z widzem. Więź zaufania staje się szczególnie cenna, gdy Etheridge konfrontuje się z ostrymi zakrętami swojej dramatycznej drogi, a nam pozwala towarzyszyć jej z głębszym zrozumieniem w tym procesie mądrego spojrzenia wstecz.



 

Laurie Anderson z zespołem Sexmob, Let x=x. Oprawa wizualna: Laurie Anderson oraz Hsin-Chien Huang, inżynieria dźwięku: Ryan Kelly; oświetlenie: Brian Scott. Sexmob: Steven Bernstein (trąbka), Briggan Krauss (saksofon & gitara jazzowa), Tony Scherr (kontrabas), Kennt Wollensen (perkusja), Doug Wieselman (instrumenty dęte i gitara). Koncert 17 października, w Howard Gilman Opera House, Brooklyn Academy of Music, .

Trochę muzyki:


Ossie Davis, Purlie Victorious: A Non-Confederate Romp Through the Cotton Patch. Reżyseria: Kenny Leon; scenografia: Derek McLane; kostiumy: Emilio Sosa; oświetlenie: Adam Honore; inżynieria dźwięku: Peter Fitzgerald; muzyka: Guy Davis. Występują: Vanessa Bell Calloway (Idella Landy), Billy Eugene Jones (Gitlow Judson), Leslie Odom, Jr. (Purlie Victorious), Noah Pyzik (Deputy), Noah Robbins (Charlie Cotchipee), Jay O. Sanders (Ol’ Cap’n Cotchipee), Heather Alicia Simms (Missy Judson), Bill Timoney (Sheriff) oraz Kara Young (Lutiebelle Gussie Mae Jenkins). Premiera 27 września, przedstawienia do 7 stycznia 2024, Music Box Theatre, 239 W. 45 St., przy Times Square.


Jocelyn Bioh, Jaja’s African Hair Braiding. Reżyseria: Whitney White; scenografia: David Zinn; kostiumy: Dede Ayite; oświetlenie: Jiyoun Chang; muzyka oraz inżynieria dźwięku: Justin Ellington; projekcje video: Stefania Bulbarella. Występują: Brittany Adebumola (Miriam), Maechi Aharanwa (Ndidi), Rachel Christopher (Jennifer), Kalyne Coleman (Chrissy), Somi Kakoma (Jaja), Lakisha May (Vanessa), Michael Oloyede (James/ Sock Man/ DVD Man/ Jewelry Man) oraz Zenzi Williams (Bea). Premiera 3 października, przedstawienia do 19 listopada, Manhattan Theatre Club w Samuel J. Friedman Theatre, 261 W. 47 St., przy Times Square.


nicHi douglas, pray, z muzyką STARR Busby i JJJJJerome Ellis. Reżyseria: nicHi douglas; scenografia: dots; kostiumy: DeShon Elem, oświetlenie: Cha See; inżynieria dźwięku: Makaal Sulaiman. Z udziałem: STARR Busby (śpiew, kompozycja muzuki i słowa piosenek), Satori Folkes-Stone, Amara Granderson, Taylor Symone Jackson, Ziiomi Louis Law, Aigner Mizzelle, Gayle Turner, Darnmell White, D. Woods et al. Współpraca Ars Nova i National Black Theatre, przedstawienia od 23 września do 23 października, w Greenwich House, 27 Barrow St., Greenwich Village.


Scott Brown & Anthony King, Gutenberg! The Musical! Reżyseria: Alex Timbers, scenografia: Scott Pask, kostiumy: Emily Rebholz, oświetlenie: Jeff Croiter, inżynieria dźwięku: M. L. Dpgg & Cody Spencer. Występują Josh Gad (Bud) i Andrew Rannells Doug). Premiera 12 października, przedstawienia do 28 stycznia 2024, w James Earl Jones Theatre, 138 W. 48 St., przy Times Square.


Melissa Eteridge, My Window, tekst z współudziałem Lindy Wallem Etherdidge. Reżyseria: Amy Tinkham, scenografia: Bruce Rodgers, kostiumy: Andrea Lauer, oświetlenie: Abigail Rosen Holmes, inżynieria dźwięku: Shannon Slaton, projekcje video: Olivia Sebesky. Występują: Melissa Etheridge i Kate Owens (The ROadie). Premiera 28 września, przedstawienia do 19 listopada, the Circle in the Square Theatre, 235 W. 50 St., przy Broadwayu.



140 views2 comments

Recent Posts

See All

2 Comments


rostrop
rostrop
Nov 08, 2023

Już samo czytanie twoich recenzji spełnia jesienne obietnice.

Like
gfdrabik
Nov 11, 2023
Replying to

Dzięki, Joasiu. A za oknem nadal jeszcze cieszą jesienne kolory.

Like
bottom of page