No właśnie. Tak. Zgadza się. Choć z pewnością jest to cel nieoczywisty. Już spieszę donieść, dlaczego i po co.
Moją pasją są grzyby - nie tylko je zbieram (te jadalne), ale również fotografuję - wszystkie.
W kwietniu tego roku miałam przyjemność gościć u przyjaciół mieszkających na Washington Heights (Manhattan/NYC) przez caluśki tydzień. Jako że była to moja już któraś z kolei wizyta w Nowym Jorku, to presja zobaczenia wszystkich możliwych atrakcji turystycznych była zdecydowanie mniejsza niż za pierwszym, drugim i trzecim razem. :)
W ciągu tygodnia zwiedzałam przeróżne - trochę losowo wybrane - miejsca. Z racji tego, że odległości - oraz czas podróży - są w NY raczej duże, to starałam się trzymać geograficznie w okolicach wybranych dzielnic. No i tak od poniedziałku do środy.
W czwartek meteo pokazało prognozę nieszczególnie atrakcyjna dla zwiedzania - brak słońca i lekkie opady. No to pomyślałam - świetna pogoda na grzybobranie!
Bo grzyby nie rosną tylko jesienią, a cały rok. A szczególnie interesują mnie grzyby wiosenne, których znam mało gatunków. A jeszcze mniej udało mi się ich znaleźć. Ambicją od paru lat jest dla mnie znalezienie smardzów. Póki co - niezrealizowaną w Norwegii - czyli tam, gdzie mieszkam.
Na samym północno-zachodnim koniuszku Manhattanu znajduje się Inwood Hill Park. Pomyślałam - cel na dziś - grzyboszukanie i próba znalezienia smardzów. Jak pomyślałam - tak zrobiłam.
Dusza grzybiarza szczęśliwa jest przy każdej pogodzie - i w słońce, i w deszcz. Bo jak słońce, to przyjemnie się chodzi po lesie. A jak deszcz - to świetne warunki dla większości grzybów. I będą rosły - ergo - będzie co znajdować! Czyli szklanka jest zawsze w połowie pełna!
No nic, do brzegu.
Tuż po wejściu do parku, natknęłam się na pień drzewa z grzybami, których nawet nie planowałam szukać tym razem! Radość wielka, bo bardzo chciałam spotkać je na żywo (oczytałam się, naoglądałam się filmów - normalnie doktoryzacja z internetu… i nic). I proszę, na Manhattanie długo nie musiałam szukać! Uszak bzowy (Auricularia auricula-judae) - całoroczny grzyb jadalny - zwany europejskim grzybem mun - czekał na mnie. Muszę dodać, że czekał bardzo długo, bo absolutnie nie nadawał się do zbioru - zbyt leciwy. Ale to nie szkodzi - radość wcale dla mnie nie mniejsza.
Z lekkością w sercu ruszyłam dalej. Inwood Hill Park to bardzo fajne miejsce, polecam również na spacery niegrzybowe. Zanurzasz się w tę zieleń coraz głębiej, docierasz do miejsca z widokiem na Hudson River i New Jersey, a i tak dźwięki nie dają ci zapomnieć, że jesteś w Nowym Jorku.
Pomimo lekkiego deszczyku, było cudnie. Grzybów znalazłam różnych mnóstwo. Tylko takich bardziej nieznanych (przynajmniej dla mnie). Ale były przepiękne, więc i tak zdjęć zrobiłam wiele.
W drodze powrotnej, domykając już rundkę honorową wokół parku, natknęłam się - no cudem jakimś li i jedynie - na dwa malutkie egzemplarze Morchella esculenta! Tak jest, Manhattan nie zawiódł i spełniłam marzenie - znalazłam smardze jadalne! A cudem, bo malutkie były, a tu wiek panie ten tego, już taki, że oczy "takie se" ;) Schowane jeszcze częściowo pod listkiem te smardze były. No, sami zobaczcie…
Prawie biegiem - z radości - ruszyłam w drogę powrotną (tak strasznie chciałam się komuś pochwalić!), i bam - duża kłoda przy ścieżce. Znów uszaki bzowe. Też leciwe, ale były!
Zaniosłam moje smardziki do domu i obdzwoniłam przyjaciół w Norwegii, którzy - jak jeden mąż - pukali się w głowę, bo im się tam nie mieściło, że można iść na grzyby będąc w Nowym Jorku…
No i przyznam się - nie zjadłam ich. Nie można mieć ciastko i zjeść ciastko. Trzymałam przez tydzień w szklanym pojemniku w lodówce, codziennie wyciągałam i cieszyłam się nimi strasznie. Na koniec - wstyd się przyznać - zrobiłam im wiwisekcję… Każdy grzybiarz zrozumie - jest to zabieg niezbędny w celu właściwego oznaczenia gatunku. W tym przypadku musiałam sprawdzić, czy są w środku puste - tak jak wszystkie smardze. I były.
Z czystym sercem polecam - grzybobranie na Manhattanie!
P.S. Można też kupić suszone w Chinatown.
Zdj. Natalia Kondarewicz
Natalia Kondarewicz
Norweżka z przypadku – mieszka w Haugesund już ponad dziesięć lat, ekonomistka z wyboru, członkini Soroptimist International, entuzjastka grzybów.
Zdj, Agnieszka Swora
Comments